Ta porażka niewiele zmienia. Polacy wciąż zajmują pierwsze miejsce w grupie, ale Austria, która odniosła „planowane” zwycięstwo nad Łotwą 6:0 i traci do nas tylko trzy punkty. W poniedziałek gramy w Warszawie właśnie z Austriakami i dobrze byłoby wygrać, aby wszystko wróciło do normy.
Spokój, jaki do tej pory towarzyszył polskim kibicom został w Lublanie nieco zmącony. Co z tego, że to nasza drużyna prowadziła grę, miała częściej piłkę, sprawiała wrażenie lepiej zorganizowanej, skoro niewiele z tego wynikało. Przez półtorej godziny żaden z Polaków nie oddał celnego strzału na bramkę. Bronił jej wybitny specjalista - Jan Oblak z Atletico Madryt. Kiedy Polacy mieli kilka rzutów rożnych, kopali piłkę zawsze tak samo, pod bramkę, gdzie Oblak już na nią czekał. To się nie mogło udać.
Gospodarze rzadziej podchodzili pod naszą bramkę, jednak kilkakrotnie byli blisko sukcesu. Dwa razy się udało, kilka razy dobrze bronił Łukasz Fabiański.
Krzysztofa Piątka jakby nie było, Piotr Zieliński, tym razem z prawej strony boiska, również był mało widoczny. Nawet Robert Lewandowski, zdany na siebie, przegrywał pojedynki.
Druga połowa wyglądała w naszym wykonaniu nieco lepiej, ale efekt był taki sam: akcje kończyły się najdalej na polu karnym, Oblak nie musiał bronić żadnego groźnego strzału. Niby każdy grał jak mógł najlepiej, ale nic z tego nie wynikało.