Trudno inaczej wytłumaczyć radykalną przewagę w większości mediów materiałów poświęconych wszelkim możliwym napięciom i konfliktom w partii Kaczyńskiego, wszelkim wątpliwościom związanym z jej strategią, taktyką, organizacją wewnętrzną, głębokim zatroskaniem jej przyszłością i przeszłością. A wszystko to przy głębokiej obojętności dla tych samych aspektów funkcjonowania partii rządzącej. Trudno wytłumaczyć to lekceważeniem dla PO.

Należy więc przyjąć, że w partii Tuska wszystko idzie tak doskonale, iż dziennikarze nie mają zupełnie o czym pisać ani mówić. Całkiem inaczej niż w PiS. Jacek Kurski wspomniał coś o planach życiowych Zbigniewa Ziobry i Patrycji Koteckiej. Dociekliwi dziennikarze wykryli, że wzmianka ta miała uratować byłego szefa resortu sprawiedliwości. “Patrycja Kotecka ratuje Ziobrę”, “Narzeczona Ziobry ma zasłonić krakowską wojnę o Wassermanna” – czytam tytuły również na pierwszej stronie, i to nie w tabloidach, ale w uznawanych za najpoważniejsze dziennikach polskich. To samo słyszę w poważnych (podobno) radiostacjach i telewizjach.

Na zamkniętym posiedzeniu PiS Jarosław Kaczyński miał zrugać Ziobrę. I po to, aby uratować go, Kurski miał powiedzieć to, co powiedział. Nie do końca rozumiem, czy to figura Koteckiej zasłonić miała Kaczyńskiemu sylwetkę Ziobry czy przesłonić miało ją wzruszenie prezesa uczuciem młodych, ale wiem już, że to fakt. Tylko dziwię się, że dociekliwi dziennikarze nie wykryli jeszcze w tym spisku roli Moniki Olejnik, gdyż Kurski odpowiadał po prostu na jej pytania.

Ale dziennikarzy nie tak łatwo zbić z pantałyku. Im mniej komisja śledcza dostarcza oskarżeń w sprawie samobójstwa Barbary Blidy, tym więcej będzie ich dostarczać “Gazeta Wyborcza”. Im mniej robił będzie rząd Tuska, tym więcej mówili będą o zaniechaniach rządu Kaczyńskiego. Im…