Wypowiada się następująco: "żołnierze, którzy jadą do Afganistanu, robią to dla pieniędzy. W zawód najemnika jest zaś wpisane ryzyko utraty życia". Proste i jasne – poleciał cwaniaczek na kasę, odstrzelili go, jego broszka.

Profesor Król raczy nas w tym samym artykule wieloma równie światłymi przemyśleniami. Wojsko w ogóle jest Polsce niepotrzebne, bo "przecież ani nikt nam realnie nie zagraża, ani my nikogo nie chcemy najechać, a gdyby się pojawił poważny przeciwnik i tak natychmiast byśmy przegrali". Twierdzenie, że wywiązanie się przez Polskę z sojuszniczych zobowiązań wobec NATO stanowi część polskiego interesu narodowego, "jest zwyczajnie bałamutne".

W ogóle pojęcie "interesu narodowego" przestało już w rajskiej zjednoczonej Europie istnieć, a branie udziału w jakiejkolwiek wojnie jest zwyczajnie źle widziane, albowiem "Europa nie chce wojny, lecz pokoju". I tak dalej byłby z Króla felietonista z niezłym nerwem do absurdu, gdyby nie fakt, że plecie on te wszystkie mądrości ze śmiertelną powagą.

Marcin Król ma oczywiście prawo mędrkować na wszystkie możliwe tematy, zwłaszcza takie, o których nie ma pojęcia. Dopóki dywaguje ot tak, ogólnie, można machnąć na to ręką i co najwyżej zasugerować stuknięcie się w głowę drukującym to redaktorom. Ale wypowiadając się tak bezceremonialnie na temat śmierci polskiego żołnierza, przekroczył dopuszczalną granicę intelektualnego zdziczenia.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/08/25/dobrze-mu-tak-najemnikowi/]Skomentuj[/link][/ramka]