Gdy ich właściciel prosi o zwrot, rabin wypiera się i wzywa owych świadków, ci zaś przysięgają, że żadnych pieniędzy nie widzieli. A potem oddaje cała sumę załamanemu właścicielowi i wyjaśnia: spokojnie, ja ci tylko chciałem pokazać, z jakimi ludźmi ja muszę pracować.
Od dłuższego już czasu mam wrażenie, że premier celowo urządza prowokacje mające pokazać, na jak podłym zapleczu intelektualnym i medialnym musi się opierać. Z przewrotnością Palikota kopiuje wszystko to, co w wykonaniu PiS miało być straszliwą zbrodnią, zagrożeniem, dowodem paranoi i ciągot faszystowskich. Agresywnie wypowiada się o krytykujących go ekonomistach, podważając ich kompetencję oraz rzetelność i jeszcze strasząc odebraniem ulg podatkowych; urządza putinadę z dopalaczami, lekceważąco traktując prawo, bo tylko przeszkadza ono władzy w osiąganiu słusznych celów, i demonstracyjnie ręcznie sterując niezależnymi teoretycznie prokuraturami czy inspekcjami sanitarnymi; wyznaczonemu na tuskowego „doktora G” (jeśli nie na Chodorkowskiego) biznesmenowi zapowiada publicznie, że „na sto procent” będzie siedział, nie oglądając się na żadne tam sądy ? i temu podobne, wyliczanka byłaby długa.
Po co to robi? Żeby opiniotwórcze elity, które tak strasznie histeryzowały o pisowskim zagrożeniu dla demokracji i praworządności, tak brzydziły się IV RP i z taką gorliwością deklamowały, jak bardzo boją się porannego pukania do drzwi, mogły teraz chóralnie milczeć, a nawet zachwycać się silnym przywództwem. To jak nic strategia piarowska, by się w oczach ludu odciąć od żałośnie obłudnych elit.
Bo przekonywać, że zasługują one na autorytet, nie ma co.