Pozornie dzieje się coś, co pasuje do głowy państwa. Prezydent, lecąc na spotkanie z Donaldem Trumpem, nie reklamuje bonu turystycznego, lecz zajmuje się tym, co powinien: polityką zagraniczną, zwłaszcza dotyczącą bezpieczeństwa, i stosunkami z USA. Tylko pozornie, bo jesteśmy na ostatniej prostej kampanii, a tak ważne kwestie nie powinny być elementem szarpaniny wyborczej, stawać wśród tanich haseł i narażać się na partyjne kłótnie.
Nasze bezpieczeństwo nie nadaje się na kiełbasę wyborczą. Nigdy, a teraz w szczególności. Teraz to znaczy w momencie, gdy prezydent Stanów Zjednoczonych nie może nam niczego nowego zagwarantować. Obiecać może wszystko: tysiące żołnierzy przeniesionych z Niemiec, dwa Forty Trump, nawet Niderlandy – ale niewiele z tego wyniknie. Jego pomysł wycofywania się z Niemiec napotyka wielki opór, także w jego Partii Republikańskiej. I to jaki opór! 85 proc. republikanów z zajmującej się sprawami wojska komisji w Izbie Reprezentantów uważa, że Trump zagroziłby w ten sposób bezpieczeństwu Ameryki i wzmocnił Rosję.