Zresztą do tej pory właściciele aptek świetnie sobie radzili. To jeden z bardziej dochodowych biznesów. Widać to i po wystroju aptek, i po tym, że wyrastają jak grzyby po deszczu.
I bardzo dobrze. Dzięki temu apteki są łatwo dostępne, znaleźć je można niemal wszędzie. Klienci są zadowoleni, właściciele też.
Trudno było się dziwić nerwowości w środowisku właścicieli aptek, jaką spowodowała ustawa refundacyjna. Aptekarze – podobnie jak lekarze – nie mogli połapać się w bałaganie, który wprowadził rząd. To oczywiste, że się burzyli.
Jednak nowe żądania farmaceutów – którzy chcą likwidacji nocnych dyżurów aptek – muszą budzić poważne wątpliwości. To prawda, iż prowadzenie apteki to biznes – jednak nie jest to biznes zupełnie taki sam jak każdy inny. Tak jak zawód lekarza nie jest takim samym jak każdy inny. Prywatny szpital nie jest zupełnie taką samą firmą jak kawiarnia, a apteka to nie sklep spożywczy. Co zresztą potwierdzają przepisy, zgodnie z którymi kierownikami aptek mogą być wyłącznie farmaceuci ze specjalnymi certyfikatami.
Za pomocą takich przepisów państwo ogranicza liczbę aptek, a także dostęp do zawodu aptekarza. Czyni to dlatego, że chce zapewnić obywatelom dostęp do jak najlepszej jakości usług. Ale skoro państwo daje aptekarzom przywileje, to może też wymagać – nakłada więc na farmaceutów obowiązek zapewnienia sprzedaży leków nocą, w weekendy i święta.