Jak pokazują wyniki sondażu Homo Homini dla „Rz", premier bez problemu wygra partyjne wybory – o tym, że to on powinien być liderem PO, przekonanych jest niemal 70 proc. wyborców tej partii.
Donald Tusk doskonale zdaje sobie sprawę z tej przewagi, dlatego też postanowił wykorzystać ją do szybkiego uporządkowania sytuacji w ugrupowaniu. Wygrywając wybory na szefa PO, przesądza de facto o tym, jaki będzie układ sił w odbywających się później wyborach w Platformie na szczeblach kół, okręgów i regionów. Nastąpi wzmocnienie pozycji premiera i osłabienie pozycji jego wewnątrzpartyjnych przeciwników.
Pozostaje jednak pytanie: co to oznacza dla kraju? Do sierpnia szef rządu, jako przewodniczący Platformy, zajmować się będzie rozgrywkami w partii i przygotowywaniem wyborów w niej. Trudno mu będzie się skoncentrować na rządzeniu krajem w chwili, gdy przeżywamy najpoważniejsze spowolnienie gospodarcze w ciągu ostatnich lat. Deklarując, że rekonstrukcją swojego gabinetu zajmie się dopiero po wyborach w PO, premier wysyła sygnał, iż opanowanie sytuacji w partii jest dla niego ważniejsze, niż usunięcie z rządu źle pracujących ministrów.
W dodatku Tusk zabiera się za porządkowanie Platformy w przekonaniu, że to wewnętrzne napięcia w niej są przyczyną spadających sondaży. Jak zwraca uwagę wielu polityków PO, to nie partia jest dziś głównym problemem premiera, ale jego własny gabinet. Z rządu przecież w ostatnim czasie wyrzucono dwóch ministrów. Zamieszanie wokół memorandum gazowego, chaos wokół przepisów dotyczących wydobycia gazu łupkowego i wycofywania się zagranicznych inwestorów, raport NIK w sprawie wydatków minister Joanny Muchy na koncert Madonny, kłopoty Sławomira Nowaka z jego oświadczeniami majątkowymi to nie błędy partii, lecz błędy rządu Tuska. Przyspieszenie wyborów wewnętrznych w Platformie tych problemów nie rozwiąże.
Premier kupił trochę czasu, choć cena, którą przyjdzie mu za to zapłacić, będzie wysoka. Po sześciu latach rządzenia nierozwiązane problemy nie znikają, lecz zaczynają się kolejno kumulować. Nic więc dziwnego, że Tusk chce jak najszybciej zorganizować wybory w PO, by zostać bezapelacyjnym liderem partii, zanim straci ona jeszcze bardziej w sondażach. Czy jednak dla Polski to dobra wiadomość?