Hejterzy nie będą zbawieni

Rzecz działa się trzy lata temu, dokładnie w chwili, gdy kapitan Wrona sunął iskrzącym boeingiem po jednym z pasów Okęcia.

Publikacja: 19.09.2014 21:19

Szymon ?Hołownia

Szymon ?Hołownia

Foto: Fotorzepa, Sławomir Mielnik

Transmisję przerwał mi dzwonek domofonu. Policja, wywiadowcy w cywilu. „Czy u pana wszystko w porządku". „O, dziękuję, jak miło...". „Bo mieliśmy sygnał, że może być nie w porządku". „A jak bardzo?". „No bardzo. Konkretnie chodziłoby o zabójstwo".

Mdlejący domownicy, policjanci zasłaniający się, że nic nie wiedzą, dyżurny polecił im tylko podjechać i sprawdzić, czy mam nóż w sercu czy nadal w szufladzie. Cały wieczór narad, błyskawiczna reakcja macierzystej stacji TVN. Po czym – dwa miesiące, gdy każde wyjście z domu wiązało się z telefonem do dyżurujących, budzących respekt panów. Ci zaklinali się, że przez całe życie nie byli tyle razy na mszy (staram się uczęszczać codziennie), i których ja dodatkowo podpuszczałem, że powinni ze mną chodzić do komunii, bo co gdyby świr zechciał mnie wysłać do Pana właśnie wtedy?

Bałem się o bliskich, ale poza tym sytuacja była wcale śmieszna. Zaprzyjaźniłem się z bodyguardami, policjanci z dzielnicy też zostali moimi ziomami. Wszystko przebił zaś moment rozwiązania sprawy: wezwanie nocą do komendy, długa rozmowa z posępnym komisarzem, który rozczulał się, wspominając moment ściągania sprawcy z kościelnego chóru, a wystukując protokół, co raz rzucał w moją stronę cytatami z Biblii (gdy go przycisnąłem, okazało się, że jest świadkiem Jehowy). Zostaliśmy przyjaciółmi.

Rozwiązanie zagadki? Cóż: jaka gwiazda, taki zamach. Sprawcą okazał się... organista z podwarszawskiej miejscowości, który gdy naoglądał się TV albo internetu, zirytowany stanem świata, pił na pohybel bohaterom masowej wyobraźni, po czym soczyście ich bluzgał. Pewnego dnia zaczytał się w necie w pomyjach, jakie ludzie wylewają na moją głowę, i – zaskoczenie – zapałał do mnie współczuciem. Policji zeznał, że podsłuchał rozmowę jakichś nazioli, którzy naradzali się w knajpie, że „czas zabić Hołownię". A ponieważ sam miał chyba ze środowiskiem jakiś kontakt, policja chciała rzecz zbadać dogłębnie i sprawdzić, czy w chorych mózgach nie czai się jednak nieszczęście.

Dlaczego wspominam zabawną przygodę właśnie teraz? Na deon.pl odnalazłem kazanie ks. Jacka Stryczka, przekonującego, że hejterzy nie będą zbawieni. I chyba się z nim zgadzam. Nie będzie to wina Boga, ale ich samych: nie odnajdą się w świecie, w którym świeci się miłością, a nie wymiotuje słowną żółcią. Swoją drogą to aż nieprawdopodobne, jak we współczesnych moralnych debatach do granic obsesji przeakcentowuje się kwestie związane z seksualnością człowieka, o których ludzie potrafią opowiadać w konfesjonałach godzinami, a nie przychodzi im do głowy, że ciężko grzeszą, nastrzykując świat nienawiścią, jaka leje im się z ust czy spod palców. Że tym też sami sobie dziurawią drogę do raju.

Organista przekonał się, że gdziekolwiek byś siał wiatr (w domu, w necie – wszędzie), prędzej czy później zbierzesz swoją burzę. A co by to szkodziło uprzeć się, że codziennie wypowie się lub napisze jedno dobre słowo, da komentarz, po którym komuś zechce się (a nie odechce) żyć? Zła nie da się z tego świata wyplenić, ale gdyby je tak zagłuszyć?

Autor jest twórcą portalu stacja7.pl

Transmisję przerwał mi dzwonek domofonu. Policja, wywiadowcy w cywilu. „Czy u pana wszystko w porządku". „O, dziękuję, jak miło...". „Bo mieliśmy sygnał, że może być nie w porządku". „A jak bardzo?". „No bardzo. Konkretnie chodziłoby o zabójstwo".

Mdlejący domownicy, policjanci zasłaniający się, że nic nie wiedzą, dyżurny polecił im tylko podjechać i sprawdzić, czy mam nóż w sercu czy nadal w szufladzie. Cały wieczór narad, błyskawiczna reakcja macierzystej stacji TVN. Po czym – dwa miesiące, gdy każde wyjście z domu wiązało się z telefonem do dyżurujących, budzących respekt panów. Ci zaklinali się, że przez całe życie nie byli tyle razy na mszy (staram się uczęszczać codziennie), i których ja dodatkowo podpuszczałem, że powinni ze mną chodzić do komunii, bo co gdyby świr zechciał mnie wysłać do Pana właśnie wtedy?

Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?