W istocie tak było. Faktom przeczyć nie można. Milionowe tłumy pokazały w tym konkretnym miejscu i momencie historii Francji wyjątkową solidarność wobec... Właśnie, wobec czego? Czy w istocie świeckich wartości, które rzekomo łączą wszystkich Francuzów? A może były niczym innym, tylko lustrzanym odbiciem narodowej traumy, której doświadczyli wszyscy na równi, niezależnie od poglądów politycznych i wyznania? Tego nie wiemy na pewno.

W tekście Warszawskiego pobrzmiewa piękna nadzieja, że oto w ciągu kilku dni po paryskich zamachach całkiem nagle i cudownym sposobem doszło do pełnej integracji problematycznej dotąd mniejszości muzułmańskiej z resztą Francuzów; że oto ze światłem nowej jutrzenki wszelkie problemy mamy za sobą.

Szczerze mówiąc, wątpię. Czy w manifestacjach wzięła udział zrewoltowana arabska młodzież paryskich przedmieść? Czy zaszczycili je szerzący nienawiść imamowie? Nie ma na to dowodów. Nawet jeśli idee marszu poparli masowo francuscy muzułmanie, to można zadać pytanie, czy nie dali się uwieść chwili – momentowi publicznie wymaganej poprawności politycznej? I czy są w stanie przełknąć ledwie trzy dni później 3 miliony bluźnierczych karykatur proroka na okładkach kolejnego numeru „Charlie Hebdo"?

Jeśli przełkną, to w istocie wypada mówić o cudzie. Mogą również nie przełknąć. Mogą powtarzać po cichu: ta tragedia paryskich liberałów niczego nie nauczyła; nadal igrają z ogniem. Tego się boję najbardziej, bo zgodnie z tym, co słyszę od przecięt- nych Francuzów, napięcie wciąż jest ogromne, a groźba radykalizacji konfliktu bardzo poważna.

3 miliony karykatur mogą nie zostać przyjęte przez jeszcze większą liczbę wyznawców islamu nad Sekwaną jako dar od Boga, ale mogą się stać prowokacją, która pchnie kolejnych szaleńców do następnej akcji odwetowej. Nie życzę tego ani Francji, ani Europie. Wierzę, że kryzys można rozwiązać metodami politycznymi, ale przestrzegam przed iluzjami i naiwnością. Podejmowane w tych dniach we Francji obostrzenia prawa, które mają pomóc w walce z dżihadystami, świadczą o tym, że ludzie odpowiedzialni za Republikę mają tego pełną świadomość.