Artur Bartkiewicz: Czy członkowie rządu PiS odpowiadają na maile od nigeryjskiego księcia?

Kolejne rewelacje sączone przez posiadaczy maili z prywatnej skrzynki byłego szefa KPRM, Michała Dworczyka, dowodzą, że słowa Bartłomieja Sienkiewicza o „państwie polskim istniejącym tylko teoretycznie” były być może nadmiernie optymistyczną oceną.

Publikacja: 06.05.2023 14:58

Członkowie rządu w sejmowych ławach

Członkowie rządu w sejmowych ławach

Foto: PAP, Marcin Obara

W skrzynce Michała Dworczyka, przejętej przez nieznanych do dziś sprawców blisko trzy lata temu, czekało na tajemniczych hakerów m.in. hasło i login do konta w serwisie z danymi geograficznymi, przeznaczonego m.in. dla przedstawicieli administracji. Dzięki tym danym można było uzyskać dostęp, jak pisze serwis oko.press, m.in. do szczegółowej mapy portu wojskowego w Gdyni, planu ewakuacji Warszawy w razie powodzi, czy map Polski z wojskowymi nakładkami. I już samo to, że takie dane znalazły się na niezabezpieczonej prywatnej skrzynce ministra, jest kompromitujące. Ale to, że od 2020 roku – mimo włamania na skrzynkę – nikt dostępnego z jej poziomu hasła nie zmienił, nie mieści się na żadnej znanej ludzkości skali żenady. To wręcz wzorzec z Sevres kompromitacji administracji oraz służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.

Czytaj więcej

Jan Bończa-Szabłowski: Dworczyk w opałach

A przecież wszystko dzieje się w kraju frontowym, za granicą którego toczy się wojna, a jej wynik może mieć dla Polski znaczenie egzystencjalne. W kraju, który należy do NATO – przez co ma dostęp do różnego rodzaju tajemnic ważnych dla transatlantyckiego bezpieczeństwa. Wreszcie w kraju, przez który ciągnie na Ukrainę broń i zaopatrzenie, co niewątpliwie budzi zainteresowanie największego dziś wroga Polski i chyba całego Zachodu. I w tym właśnie kraju ktoś uznał, że przez dwa lata nie warto zmieniać hasła do serwisu z danymi wrażliwymi, mimo afery mailowej, o której słyszał chyba każdy.

A zapewne jest nawet gorzej – bo żeby tak uznać, ktoś musiałby uświadomić sobie, że taki problem w ogóle istnieje. Tymczasem można mieć podejrzenie graniczące z pewnością, że w tym przypadku nikomu przez myśl nawet nie przeszło, by – biorąc pod uwagę, że skala danych, jakie wyciekły, jest do dziś znana chyba tylko tym, którzy je wykradli – dla higieny informacyjnej pozmieniać hasła dostępu do różnych rządowych kont. Wyciekło, to wyciekło – po co drążyć temat. Lepiej zająć się tym, że osiem lat temu to dopiero było źle. O, w tym zakresie państwo PiS ma solidne podstawy i fundamenty. A cyberbezpieczeństwo? Na pewno, w razie czego, NATO i USA nie dadzą nam zginąć. Po co zajmować się czymś, do czego trzeba mieć kompetencje nieco większe, niż umiejętność odmieniania nazwiska Tusk?

No panowie, jeśli to ma tak wyglądać, to może jednak warto pomyśleć o jakimś protektoracie

Patrząc na to, jak afera mailowa wciąż się rozwija, mimo że niedługo będziemy obchodzić jej trzecią rocznicę, trudno oprzeć się wrażeniu, że żyjemy w rzeczywistości, w której premier Mateusz Morawiecki lub jego podopieczni gotowi są odpowiedzieć na mail od nigeryjskiego księcia, obiecującego im góry złota, by podreperować publiczne finanse. Ba, kto wie, czy i metoda „na wnuczka” nie byłaby skuteczna wobec przedstawicieli władzy dużo mówiącej o silnym państwie i wstawaniu z kolan. W dodatku jeden z podmiotów tworzących tę władzę właśnie umieścił sobie w nazwie słowo „suwerenność”, podkreślając wszem i wobec, że tylko z nimi Polska będzie prawdziwą Polską. No, panowie, jeśli to ma tak wyglądać, to może jednak warto pomyśleć o jakimś protektoracie. Bo jeszcze trochę suwerenności rozumianej tak, że minister sprawiedliwości dużo krzyczy i obraża polskich sojuszników, a mało robi, by np. wykryć winnych wycieku ze skrzynki jednego z najważniejszych członków rządu, i może zabraknąć podmiotu dla owej suwerenności.

Dobrze byłoby, aby zanim rząd obroni Polskę przed ideologią gender, zgniłym Zachodem, Unią Europejską, feministkami, Niemcami, Donaldem Tuskiem, TVN-em i Rafałem Trzaskowskim, podjął zdecydowane kroki, by ochronić nas przed własną niekompetencją. Trzymamy kciuki.

W skrzynce Michała Dworczyka, przejętej przez nieznanych do dziś sprawców blisko trzy lata temu, czekało na tajemniczych hakerów m.in. hasło i login do konta w serwisie z danymi geograficznymi, przeznaczonego m.in. dla przedstawicieli administracji. Dzięki tym danym można było uzyskać dostęp, jak pisze serwis oko.press, m.in. do szczegółowej mapy portu wojskowego w Gdyni, planu ewakuacji Warszawy w razie powodzi, czy map Polski z wojskowymi nakładkami. I już samo to, że takie dane znalazły się na niezabezpieczonej prywatnej skrzynce ministra, jest kompromitujące. Ale to, że od 2020 roku – mimo włamania na skrzynkę – nikt dostępnego z jej poziomu hasła nie zmienił, nie mieści się na żadnej znanej ludzkości skali żenady. To wręcz wzorzec z Sevres kompromitacji administracji oraz służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.

Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier, Kaszub, zrozumiał Ślązaków
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego