Michał Szułdrzyński: Twitter Muska – świątynia wolności czy piekło nienawiści

Przywracając konta Donalda Trumpa czy Kenye'ego Westa, właściciel platformy wysyła sygnał do użytkowników: wszystko wolno, wolność nie ma żadnych granic. To zachęta dla wszystkich siewców nienawiści.

Publikacja: 21.11.2022 15:23

Elon Musk

Elon Musk

Foto: AFP

Część krytyki, która spotyka Elona Muska, wydaje się sporo przesadzona. Weźmy choćby sytuację, gdy przejął Twittera i postanowił zwolnić połowę z 7,5 tys. zatrudnionych tam osób – komentatorzy nie posiadali się z oburzenia. Ale gdy kilka dni później firma Marka Zuckerberga ogłosiła konieczność zwolnienia z Facebooka aż 11 tys. osób, zostało to potraktowane jako normalna decyzja biznesowa.

Potem znów zrobiło gorąco, gdy Musk postanowił ograniczyć darmowe obiady, które dostawali pracownicy (i tak pracowali w domu, więc jedzenie się marnowało i koszt jednego zaserwowanego dania wynosił aż 400 dolarów). Podobnie jak wtedy, gdy ogłosił, że według niego trzeba wspierać w wyborach republikanów, by uczynić amerykańską politykę bardziej zbalansowaną w czasie prezydentury Joe Bidena.

Czytaj więcej

Elon Musk przywrócił Donalda Trumpa na Twittera. „Vox Populi, Vox Dei”

Burze wybuchały z tak błahych powodów, że Musk mógł uznać, że każda krytyka jest przesadzona i motywowana politycznie. Dlatego nie przejmuje się nią nawet wtedy, gdy nie wynika ona z powodów ideologicznych, ale zwykłej logiki.

Przyjrzyjmy się decyzjom dotyczącym odwieszania dwóch bardzo kontrowersyjnych kont. W weekend Musk zdecydował się przywrócić Donalda Trumpa i rapera Ye (wcześniej znanego jako Kanye West). W przypadku Trumpa właściciel Twittera przeprowadził sondę, która wskazała, że użytkownicy (tak się przypadkowo składa, że fani szydzącego z politycznej poprawności Muska to zarazem fani byłego prezydenta) chcą, by Trump wrócił. „Vox Populi, vox Dei” ogłosił przywrócenie konta, choć 45. prezydent USA strzelił focha i stwierdził, że nie interesuje go powrót na Twittera. Ale nie mniej problematyczna była decyzja Muska dotycząca Westa, który w niedzielę wrzucił testowy tweet, by sprawdzić, czy już może używać swojego konta.

West za swój antysemicki wpis przeprosił, ale dopiero wtedy, gdy kolejne koncerny zaczęły z nim zrywać kontrakty reklamowe 

Problem w tym, że zarówno Trump, jak i Ye aka West, stracili możliwość używania Twittera nie z powodów politycznego skrzywienia poprzedniego kierownictwa serwisu. Były prezydent został zablokowany po ataku na Kapitol 6 stycznia 2021 roku, do którego zachęcał w mediach społecznościowych – a na pewno nie zrobił wszystkiego, co mógł, aby mu zapobiec. Trump w dodatku o wydarzeniach ze stycznia zeszłego roku zdania nie zmienił: teoria o tym, że wybory zostały sfałszowane, a Mike Pence zawiódł, gdy nie zerwał posiedzenia Senatu, na którym zatwierdzano wynik wyborów, jest jednym z jego głównych przekazów politycznych. West za swój antysemicki wpis przeprosił, ale dopiero wtedy, gdy kolejne koncerny zaczęły z nim zrywać kontrakty reklamowe i nagle rozpłynęły się miliony dolarów, jakie miał na nich zarobić.

Musk przekonuje, że chce zbudować platformę, na której będzie panowała wolność słowa. Na razie jednak wysyła sygnały, że na Twitterze nie będzie takiego szaleństwa, za które winy nie zostaną odpuszczone. Jak jesteś znany, nie ważne, co napiszesz, i tak nie spotkają cię żadne konsekwencje. Wysyła sygnał, że wolność w tym serwisie nie będzie miała żadnych ograniczeń. To zachęta dla wszystkich siewców nienawiści, by uczynili Twitter nie tyle świątynią wolności słowa, ile piekłem nienawiści.

Część krytyki, która spotyka Elona Muska, wydaje się sporo przesadzona. Weźmy choćby sytuację, gdy przejął Twittera i postanowił zwolnić połowę z 7,5 tys. zatrudnionych tam osób – komentatorzy nie posiadali się z oburzenia. Ale gdy kilka dni później firma Marka Zuckerberga ogłosiła konieczność zwolnienia z Facebooka aż 11 tys. osób, zostało to potraktowane jako normalna decyzja biznesowa.

Potem znów zrobiło gorąco, gdy Musk postanowił ograniczyć darmowe obiady, które dostawali pracownicy (i tak pracowali w domu, więc jedzenie się marnowało i koszt jednego zaserwowanego dania wynosił aż 400 dolarów). Podobnie jak wtedy, gdy ogłosił, że według niego trzeba wspierać w wyborach republikanów, by uczynić amerykańską politykę bardziej zbalansowaną w czasie prezydentury Joe Bidena.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: A jeśli Elon Musk ma rację?
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty
Komentarze
Izabela Kacprzak: Ministrowie i nowi posłowie na listach do europarlamentu to polityczny cynizm Donalda Tuska
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Adam Bodnar ujawnia nadużycia ws. Pegasusa. To po co jeszcze komisja śledcza?
Komentarze
Mirosław Żukowski: Chińczycy trzymają się mocno. Afera z dopingiem zamieciona pod dywan?