Pierwsza to twarda realpolitk. Jarosław Kaczyński oraz Ryszard Petru, Paweł Kukiz i Władysław Kosiniak Kamysz siadają do stołu by podjąć grę przeciw sobie. Prezes PiS – w tej interpretacji – wciąga opozycję w pułapkę, by na jego warunkach zakończyli proces. Poszczególni politycy opozycji z kolei – zakładając, że to wszystko cyniczny spektakl – też chcą, coś ugrać dla siebie. Paweł Kukiz chce pokazać, że jest konstruktywną opozycją, Władysław Kosiniak Kamysz, że jego partia owszem protestowała, lecz że powinien wygrać zdrowy rozsądek. Ryszard Petru poszedł na spotkanie, by pokazać, że nie jest Grzegorzem Schetyną, który nie przyszedł, a Schetyna nie wybrał się na spotkanie, by odróżnić się od Petru, który już wcześniej ogłosił, że gotów jest z Kaczyńskim rozmawiać. Jeśli wyłącznie tak patrzymy na naszą politykę, to spotkanie rzeczywiście nie miało sensu.
Moim jednak zdaniem miało pewien sens. Jaki? By to pokazać, trzeba na tę sprawę popatrzeć z innego punktu. Tak przyznam, to bardzo naiwne, ale z tak naiwnego punktu widzenia ważne jest to, że dalsza eskalacja obecnego może się źle skończyć. Na świecie dzieje się wystarczająco dużo niepokojących rzeczy, by do tego dokładać jeszcze naprawdę poważny kryzys parlamentarny.
Dlatego biorąc pod uwagę dobro naszego państwa, każda inicjatywa, która prowadzi do tego, że pojawia się szansa na zażegnanie obecnego kryzysu, jest krokiem w dobrym kierunku. I być może każdy z liderów, który zasiadł w poniedziałek do stołu, chciał przy okazji ugrać coś dla siebie, nie zmienia to faktu, że to dobrze, że po tym, jak padały najcięższe oskarżenia z obu stron, po tym jak Kaczyński oskarżył opozycję o próbę puczu, a opozycja oskarżała Kaczyńskiego o deptanie zasad praworządności, do takiego spotkania jednak doszło. Lepiej jeśli skonfliktowani liderzy ze sobą rozmawiają, lepiej jeśli szukają rozwiązania sporu patrząc sobie w oczy. Nie zmienię zdania nawet, jeśli ze spotkania nic nie wyjdzie. Zaprzysięgłym przeciwnikom PiS zależy na tym, by konflikt trwał nadal, bo wielu z nich wierzy, że totalny chaos zaszkodzi tej partii. Ale tak głęboki kryzys to zbyt wysoka cena za to, by odsunąć od władzy partię, która ponad rok temu legalnie wygrała wybory. Z drugiej strony bojowo nastawieni sympatycy PiS, który w dodatki jeszcze rozochocił Kaczyński słowami o puczu, też nie chcą zakończenia konfliktu. Kompromis oznacza, że każdy robi pół kroku w tył. A część wyznawców PiS nie chce by ich partia ustępowała przed opozycją, przeciwnie wielu z nich marzy o tym, by Kaczyński wreszcie pokazał opozycji, gdzie jej miejsce. Ale to doprowadziłoby do jeszcze głębszego kryzysu. Politycy, którzy poszli na spotkanie do Marszałka Kuchcińskiego odrzucili jednak tę logikę. Uznali, że warto powalczyć choć o odrobinę wzajemnego zaufania, która jest niezbędna do przełamania obecnego kryzysu. I dobrze, że tak się stało.