Ale myliłby się ten, kto twierdziłby, że wszystko zostaje po staremu.
Choć na razie wydaje się, że poparcie na poziomie 50 proc. będzie w PiS wspomnieniem, to jednak partia rządząca pokazała wielkie możliwości, jeśli chodzi o odbudowywanie elektoratu. Kierownictwo PiS potrafiło znaleźć przyczyny wiosennych klęsk i wyciągnąć z nich wnioski. Co prawda pomysł obniżenia pensji politykom o 20 proc. jest populistyczny i na dłuższą metę negatywnie odbije się na naszym życiu publicznym, jednak spodobał się wyborcom. Teraz cała nadzieja w prezydencie Andrzeju Dudzie, że to szkodliwe prawo zawetuje nawet za cenę krytyki ze strony tabloidów, które będą się oburzać, że głowa państwa stanęła po stronie przywilejów władzy. Prezydent może jednak wyraźnie pokazać, gdzie leży różnica między państwem oszczędnym a państwem dziadowskim.
Ale trwający w Sejmie protest opiekunów osób niepełnosprawnych i kolejne kolizje limuzynowe Antoniego Macierewicza – to wszystko znaki ostrzegawcze, pokazujące, że kolejne kryzysy mogą wybuchnąć niespodziewanie.
Zadowolony z sondaży może być też Grzegorz Schetyna. 27 proc. to znacznie lepszy wynik niż frekwencja na sobotnim marszu opozycji. Największym problemem jednak nie była wcale liczba, ale niejasne przesłanie manifestacji. Poza tym, że nie lubią rządzących, przedstawiciele opozycji nie przedstawili prócz ogólnikowych haseł wizji alternatywnej Polski. Marsz Wolności potwierdził jednak, że to Schetyna jest dziś liderem opozycji.
Szkoda farby drukarskiej na komentowanie sytuacji Nowoczesnej. Warto natomiast odnotować, że już od kilku miesięcy ostatnie miejsce na podium ma SLD z ponad 10-proc. poparciem. Szef SLD Włodzimierz Czarzasty udowodnił – podobnie jak Schetyna – że w opozycji najważniejsze są cierpliwość i konsekwencja. To im lewica zawdzięcza powrót nie tylko powyżej progu wyborczego, lecz również do grona partii, które będą decydowały o kształcie polskiej sceny politycznej.