Nie kompromitujący tryb pracy połączonych komisji edukacji i obrony narodowej nad lex Czarnek ani nawet nieobecność ministra podczas posiedzenia, ale wypowiedź jego zastępcy prezentującego projekt była we wtorek najbardziej nieprzystającym do rzeczywistości elementem prac w Sejmie. Wiceminister Piontkowski po półtorej godziny burzliwych obrad proceduralnych przystąpił do omawiania nowelizacji. Zaczął od nabrzmiałego problemu powoływania filialnych szkół artystycznych i płynnie przeszedł do wydłużenia terminu dostosowania przedszkoli do przepisów przeciwpożarowych. Może chciał uśpić czujność posłów?

Nie udało się, szczególnie że w dalszej części uznał, że wzmocnienie uprawnień kuratorów, czyli oświatowego nadzoru z ministerstwa, to reakcja na „bezczelne łamanie prawa przez niektórych dyrektorów". Po takim oświadczeniu, mozolnie uzbieranej większości PiS, pozostało już tylko skrócenie czasu wypowiedzi posłów do dwóch minut.

Czytaj więcej

Sąd nad Lex Czarnek. Komisje za dalszymi pracami nad projektem

Przewodnicząca Mirosława Stachowiak-Różecka z PiS dostosowała się do edukacyjnej atmosfery i zwracała do zdalnie obradujących posłów PiS jak nauczycielka nauczania początkowego: „Odświeżamy tablety! Głosujemy nad wnioskiem przewodniczącej Stachowiak-Różeckiej!" – budziła tych, którzy z różnych przyczyn mogliby stracić zdalną czujność. Udało się, wypowiedzi posłów zostały skrócone.

Ten sejmowy obrazek byłby pewnie zabawny, gdyby nie dotyczył tak fundamentalnej kwestii jak edukacja. Bo stłamszenie niepokornych uczniów i środowiska oświatowego to po rozmontowaniu wymiaru sprawiedliwości kolejny cel PiS. Pocieszające jest tylko to, że jeszcze nigdy w polskiej historii takie zabiegi w szkołach się nie udały. Za to zawsze produkowały buntowników.