Reklama

Barbara Hollender: Kogo boli sukces filmu Pawlikowskiego

Trzeba mieć dużo złej woli albo kompletnie nie znać się na kinie i rynku filmowym, by publicznie wyrokować, że „Zimnej wojnie” Pawła Pawlikowskiego grozi klapa finansowa.

Aktualizacja: 25.06.2018 17:25 Publikacja: 25.06.2018 00:01

"Zimna wojna" reż. Paweł Pawlikowski

"Zimna wojna" reż. Paweł Pawlikowski

Foto: materiały prasowe

"O tym filmie napisano tyle entuzjastycznych recenzji, że na wszelki wypadek widzowie postanowili nie iść do kina. Zaledwie 85 tysięcy widzów zobaczyło 'Zimną wojnę' w pierwszy premierowy weekend. Produkcja może nie zarobić nawet na 3 mln zł państwowej dotacji z PISF" - napisał w portalu wp.pl Tomasz Molga w tekście pod tytułem: "Szykuje się finansowa klapa filmu 'Zimna Wojna'". A kilku „ekspertów” już podchwyciło ten ton. Gazeta.pl 18 czerwca w tekście sygnowanym AG donosi o sukcesie frekwencyjnym „Zimnej wojny”, a dwa dni później autor KS martwi się tam, że film poniesie fiasko i porównuje jej wynik z frekwencją na „Botoksie” Patryga Vegi: 711 tys. widzów w pierwszy weekend.

Reklama
Reklama

 

Otóż wystarczy przejrzeć światowe box-office’y. Nigdzie kino artystyczne nie wygrywa walki o frekwencję w kinach z gwiazdorskimi, lekkimi, sensacyjnymi filmami. Filmy zdobywające Złote Palmy, Niedźwiedzie i Lwy, a często i Oscary, nie są w stanie uzyskać z kin wpływów takich jak kolejne części „Władcy pierścieni”, „Mission: Impossible”, opowieści o Avengersach czy bijąca ostatnio wszelkie rekordy kreskówka „Iniemamocni”.

Kino artystyczne nie jest adresowane do szerokiej publiczności, ale to ono wzbogaca kulturę, a dla tych, którzy je obejrzą, staje się czasem ważnym doświadczeniem. Intymną rozmową o świecie i wartościach, zmuszającą do refleksji, często także na temat własnego życia. Nikt nie oczekuje, że pokazywana w Cannes „Ayka” Sergieja Dworcewoja podbije światowy rynek. Ale zapewniam, że ktoś kto się na ten film wybierze, długo nie zapomni oczu dziewczyny, która zostawia w szpitalu nowonarodzonego syna, bo nie ma go za co utrzymać. Że nie wytrze szybko z pamięci obrazu dzieci z bejruckich slumsów z „Capharnaum” Nadine Labaki, że udzieli mu się gniew Spike’a Lee pokazującego rasizm i nierówności we współczesnym świecie. I że poruszy go los wplątanych w tryby historii kochanków z „Zimnej wojny”.

Reklama
Reklama

„Groźba” nie odzyskania dotacji przez Polski Instytut Sztuki Filmowej? Wynoszącej zresztą 7 mln, a nie jak pisze Tomasz Molga 3 mln zł? Każdy, kto zna się na filmowym rynku wie, że jest to instytucja, która ma wspierać dobre kino. To, które samo się z wpływów z kin nie zwróci. Producenci potencjalnych przebojów kasowych nie składają do PISF-u swoich projektów, bo nie chcą potem dzielić się zyskami. Przez ponad dziesięć lat zaledwie kilka filmów oddało PISF-owi całą dotację. Czy „Zimnej wojnie” uda się zwrócić 7 milionów zł? Zapewne nie. Ale te pieniądze, nie pochodzące zresztą z kasy państwowej, lecz od nadawców telewizyjnych czy z kin, opłacają się widzom i krajowi. Przyczyniły się do powstania znakomitego filmu, a budżet, jaki trzeba by wydać na reklamę, jaką Polska ma w świecie dzięki Pawlikowskiemu, musiałby wielokrotnie przewyższyć ową PISF-owską dotację.

I na koniec może najważniejsze: wynik blisko 300 tysięcy widzów po drugim weekendzie wyświetlania to dla filmu w rodzaju „Zimnej wojny” autentyczny sukces. Jeśli „Zimna wojna” dojdzie do pół miliona widzów - będą to Himalaje kina artystycznego. I liczę na to, bo polska publiczność potrafi zaskakiwać. Ale wpływy z kin są zaledwie początkiem filmowej drogi. Potem przyjdą wpływy ze sprzedaży filmu do stacji telewizyjnych i VOD, dochody z wydań na płytach DVD i Blu-rayu, a wreszcie wpływy z kontraktów zagranicznych. Obraz Pawlikowskiego już został sprzedany do Ameryki Północnej (USA i Kanada), Europy (m.in. Wielka Brytania, Francja, kraje Beneluxu, Niemcy, Włochy, Grecja, Austria, Hiszpania, Portugalia, Czechy, Skandynawia, Turcja), Azji (Chiny, Japonia, Korea Południowa), a także do Australii i Nowej Zelandii.

Czy dla kilkuset kliknięć więcej w Internecie warto wypisywać sensacje o „fiasku filmu”? Zamiast robić kiepską atmosferę wokół „Zimnej wojny” Pawła Pawlikowskiego i martwić się o jego kondycję finansową, wprowadzając na dodatek czytelników w błąd, cieszmy się, że powstał piękny polski film, który trafił na festiwal canneński, dostał nagrodę za reżyserię, zachwycił krytyków na całym świecie, a teraz zaczyna podróż przez kilka kontynentów, gdzie wzruszy niejednego widza. I niejednemu uświadomi, że jest w Europie kraj, który ma swoją wspaniałą kulturę.

Ponad 400 tysięcy widzów

Post scriptum do dyskusji na temat „klapy finansowej” „Zimnej wojny”. Po trzecim weekendzie wyświetlania nagrodzony w Cannes film Pawła Pawlikowskiego obejrzało już 404 tysięcy widzów.

To rewelacyjny wynik dla skromnego, czarno-białego projektu. „Zimnej wojnie” nie zaszkodził więc nawet mundial. Dystrybutorzy z firmy Kino Świat przewidują, że film długo będzie się jeszcze zainteresowaniem widzów.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Tusk promuje Karola Nawrockiego. Sprytny plan premiera
Komentarze
Artur Bartkiewicz: O czym świadczy wpis Jacka Kurskiego uderzającego w Mateusza Morawieckiego?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: „Przełom” ws. Ukrainy? Przełom jest, ale dotyczy Niemiec
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Spróbuj tylko, Polaku, leczyć się bez pieniędzy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Karol Nawrocki, Thomas Rose i Chanuka w pałacu
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama