[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/semka/2009/11/30/surowo-osadzajmy-i-reke-i-miecz/]na blogu[/link][/b]
John Demjaniuk, były strażnik obozu zagłady w Sobiborze, ma 89 lat. On sam, podobnie jak nieliczni już świadkowie jego zbrodni, stoi na progu śmierci. Nic nie usprawiedliwia jego czynów. Oburzenie muszą budzić próby jego obrońców przedstawienia Demjaniuka jako niemal takiej samej ofiary jak ofiary Sobiboru. Prokuratura dowodzi, że był gorliwym katem i zbrodniarzem bez sumienia. Nie powinniśmy jednak zapominać o tym, kto uczynił z niego oprawcę. A zrobili to hitlerowscy panowie życia i śmierci.
Młody Ukrainiec John (Iwan) Demjaniuk, wcześniej żołnierz Armii Czerwonej, poszedł na służbę u Niemców, ponieważ taka była cena za zwolnienie z obozu jenieckiego. W takich obozach ludzie z głodu rzucali się na druty, dochodziło do wypadków kanibalizmu. A wszystko to działo się pod batem niemieckich władców, dumnych ze swojej kultury i pełnych pogardy dla tych, których uważali za podludzi. Ale także za wygodne narzędzie w swej zbrodniczej machinie.
Jeśli w ogóle warto przypominać o okolicznościach, w jakich Demjaniuk założył mundur ze swastyką, to dlatego, że dziś nazbyt łatwo się zapomina, kto był twórcą tego piekła na ziemi. Kilka miesięcy temu ekstradycję Demjaniuka ze Stanów Zjednoczonych niemiecki tygodnik „Der Spiegel” wykorzystał do postawienia zgrabnej tezy, że Holokaust III Rzeszy nie byłby możliwy bez gorliwej pomocy milionów przedstawicieli narodów Europy Wschodniej. To dlatego powinniśmy pamiętać, kto był architektem Zagłady, a kogo pozyskiwano do oddziałów śmierci za cenę talerza zupy i szklanki wódki.
Wszystkie tryby diabelskiej machiny stworzonej przez władców III Rzeszy były straszne, niektóre były jednak straszniejsze. Surowo osądzajmy dziś Demjaniuka – miecz, ale pamiętajmy też o ręce, która nim kierowała.