Na czym polegają ów szantaż i zakusy? Otóż abp Henryk Hoser stwierdził, iż politycy popierający in vitro „automatycznie są poza wspólnotą Kościoła".

To jeden z głosów w publicznej debacie. Występują w niej politycy, organizacje społeczne, lekarze, filozofowie... Tylko Kościołowi katolickiemu – zdaje się mówić „Gazeta", a wraz z nią SLD – nie wolno zabrać głosu. Nie wolno przypominać, iż ważną częścią katolickiego światopoglądu jest ochrona życia nienarodzonych – a tego właśnie dotyczy spór o in vitro. Lewicowcy fanatycznie bronią wolności słowa dla wrogów Kościoła. A jednocześnie tego samego odmawiają katolickim hierarchom. Wypowiedź biskupa nazywają „skandalem" i „wchodzeniem w sumienia polityków".

Można by zapytać: kto, jeśli nie Kościół, ma kształtować sumienia? Dodajmy – sumienia swoich wiernych – bo jeśli polityk nie czuje związku z Kościołem, to przecież napomnienia abp. Hosera go nie dotkną.

Politycy lewicy biskupów nie znoszą – ich święte prawo. Gorzej, gdy piramidalne bzdury wypisuje dziennikarka, która na co dzień informuje o działalności Kościoła. „Każdy poseł katolik ma prawo sam decydować, jak godzić nauki moralne Kościoła z prawem świeckiego państwa" – stwierdziła wczoraj. Skoro Kościoła nie tylko nie lubi, ale też nie rozumie, to może powinna poszukać mniej skomplikowanych tematów?