Kraj określający się jako europejski i dążący do wejścia do Unii Europejskiej musi przestrzegać praw człowieka i zasad demokracji. A z tym prezydent Wiktor Janukowycz i jego ekipa mają trudności. Najwyraźniej Janukowycz uznał, że skoro już został wybrany na szefa państwa, to może niemal dowolnie podejmować decyzje.

Nie można wykluczyć, że była premier Julia Tymoszenko ma coś na sumieniu. Ale jej proces z pewnością nie spełniał europejskich standardów. A Janukowycz wciąż zachowuje się jak średniowieczny książę osadzający swoich wrogów w twierdzy. W pogardzie mając prawo, dowody i opinię świata. Na dodatek niedawne pobicie Tymoszenko przez strażników więziennych chcących ją zmusić do wyjazdu do szpitala oznacza, że albo władze naprawdę zamierzają zrobić jej coś złego, albo nie są wstanie dopilnować prawidłowego zachowania swoich podwładnych.

A teraz jeszcze bomby w mieście znanym z aktywności i siły grup przestępczych. Jeśli odrzucić sugestię, że w jakiś sposób za zamachami stały władze (eksplozje w Dniepropietrowsku miałyby przysłonić sprawę pobicia Tymoszenko), to okazuje się, że ukraińskie służby specjalne nie są w stanie zapobiec podkładaniu bomb. Więcej, okazuje się, że ugrupowania przestępcze są na Ukrainie na tyle silne, iż mogą w dużym mieście doprowadzać do skrajnie niebezpiecznych eksplozji. Co gorsza, krótko przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej, które Ukraina współorganizuje z Polską.

Wszystko to z pewnością jeszcze bardziej oddala Ukrainę od Europy. Ponieważ jednak przyszłość Ukrainy jest dla nas ważna, polscy politycy powinni tym bardziej kontynuować dialog z władzami w Kijowie. By to oddalenie od Europy nie stało się czymś trwałym.