Co dzień to nowy plan uwolnienia mistrzostw Europy spod ukraińskiego jarzma. I licytowanie się: kto w ramach protestu nie pojedzie na mecze, kto jest za tym, żeby i inni nie pojechali, a kto chciałby ukraińskie mecze przenieść gdzie indziej. Najlepiej je przenieść, oczywiście, do Niemiec, choć może być też Austria. A nawet wariant, że wszystkie spotkania zostaną rozegrane w Polsce.
Postępowanie ukraińskich władz wobec Julii Tymoszenko jest rzeczywiście oburzające. Tylko dlaczego zainteresowanie jej sprawą przyszło tak późno? Tymoszenko jest w więzieniu nie od wczoraj. Może trzeba było bić na alarm, gdy Siemens i inne niemieckie firmy dostawały zamówienia na prace przy przygotowaniu mistrzostw? Albo gdy ten sam Siemens pomagał kilka lat temu przebudowywać Pekin na igrzyska w kraju więźniów politycznych?
Może to zabrzmi cynicznie, ale historia sportu widziała znacznie gorszych gospodarzy igrzysk czy mistrzostw i mało kto miał odwagę ich atakować. Igrzyska zawieszano tylko z powodu wojen światowych, a mistrzostwa piłkarskie przeniesiono raz z powodu trzęsienia ziemi. Organizowali mundiale i olimpiady Mussolini, Hitler, argentyńska junta, chińska partia komunistyczna, a meksykańscy wojskowi w przeddzień igrzysk 1968 roku utopili plac Tlatelolco we krwi. Stawianie Ukrainy w tym samym szeregu to dowód i krótkiej pamięci, i braku taktu.
Pięknie, że się bierzemy do uzdrawiania świata. Ale może zacznijmy od tych, którzy mają najwięcej za uszami, a nie atakujmy tylko tych, w których najłatwiej uderzyć.