Rzecz w zaufaniu. Amerykanie po prostu nie wierzą już Obamie. Człowiekowi, który zadłużył kraj na dodatkowe  5 bilionów dolarów i zostawił bezrobocie powyżej 8 proc. Jego obowiązkowe ubezpieczenia zdrowotne nie ograniczyły zawrotnych kosztów medycznych, przeciwnie - dodatkowo skomplikowały system. A jego eksperyment z przejęciem udziałów w GM kosztował Amerykanów więcej niż korzyści z uratowanych miejsc pracy. Nowe regulacje, zamiast uzdrowić system bankowy, doprowadziły do kolejnych wstrząsów kryzysowych.

Jeżeli Romney wygra wybory, to tylko dlatego, że nie jest Obamą. Wygra, bo odwołuje się do Ronalda Reagana, jego cięć podatkowych, silnego rynkowego podejścia do gospodarki i ożywienia gospodarczego.

Romney w Warszawie niczym nie różnił się od Romneya w Ameryce. Tu też jego główny atut to fakt, że nie jest Obamą.

Nasze relacje ze Stanami Zjednoczonymi są najgorsze od 20 lat. Mamy złe doświadczenia z wojny w Iraku i Afganistanie, kontrolowane przecieki administracji USA o więzieniach CIA w Polsce podważyły wzajemne zaufanie, na to nałożyły się naciski amerykańskiego ambasadora w sprawie mienia żydowskiego. Teraz może być już tylko lepiej.

Ale najważniejszą przesłanką zmian dla Polski nie jest nawet to, co Romney myśli o agresywnej Rosji, o gospodarce, czy chce czy nie chce zlikwidować wizy dla Polaków. Najważniejsza może być zmiana dynamiki w samej Ameryce. Globalne konsekwencje porzucenia socjalistycznego modelu, odbudowa rynku, wszystko to, co może rewitalizować światową gospodarkę - a i nas przy okazji.