Retoryczne pytania, jałowe odpowiedzi, personalne wycieczki i żadnych wniosków, które zmuszałyby do refleksji głębszych niż tych z poziomu „You can Dance". Całkiem klawa rozrywka. Polecam, jeżeli ktoś lubi telenowele. W każdym momencie można wyjść, herbatę zrobić, a wątku nie stracić. Seans stworzony dla mojej leniwej natury.
Była jednak chwila, która zburzyła mój błogi spokój. Minister finansów Jacek Rostowski odniósł się do nieporównanie mniejszej informacji z wczorajszego rana – o tym, że wzrost naszego PKB w drugim kwartale wyniósł zaledwie 2,4 proc., choć wcześniej ostrożnie szacowany był na 2,9 proc. Ale nie ma powodów do zmartwień. Budżet zrobimy. I szybko wszyscy wrócili do wcześniejszej dyskusji.
W końcu w PKB nikt nie trzyma żadnych lokat. Suma roszczeń osób, które utraciły pieniądze w Amber Gold, opiewa na 181 milionów złotych, a sam spadek wpływów do budżetu może wynieść 17 miliardów złotych z racji mniejszego poboru podatków pośrednich. Do tego dodajmy 100 tysięcy utraconych miejsc pracy, spadek płac, kolejną falę migracji, wzrost cen, który nam się szykuje na jesień i pewnie spadek wartości złotego. Ten temat pewnie mógłby poruszyć kilku fascynatów Amber Gold, z kredytami walutowymi, ale sprawy pognały już dalej swoją telenowelową dynamiką.
Przed najtrudniejszą od dziesięciu lat jesienią, w przededniu najpoważniejszej zapaści polskiej gospodarki, gdzie wszystkie wskaźniki biją na alarm, cały polski rząd i parlament cały dzień poświęcają na dyskusję o piramidzie finansowej średniej wielkości i to bez żadnych propozycji, co w związku z tym należy zrobić w przyszłości. Ot, tak fajnie zmarnowany dzień na Wiejskiej.