Oczywiście już się ujawniają tabuny obrońców księdza Lemańskiego. Co ich łączy? Zachwycanie się kapłanem, który zajmował się tylko i wyłącznie grzechami Kościoła, a zarazem ostentacyjnie unikał zajmowania stanowiska w sprawach, w których Kościół toczy z laicką, liberalną kulturą ważny i poważny spór. Ksiądz Lemański nie rozumie albo udaje, że nie rozumie, iż jego poczciwie pobłażliwy stosunek do wypowiedzi atakujących kościelne nauczanie w takich kwestiach jak in vitro czy związki partnerskie, niesie określone konsekwencje. Ktoś taki bowiem – właśnie z racji swojego stanu – jest wykorzystywany do ataków na Kościół. Wystarczy poczytać teksty w „Gazecie Wyborczej" czy na portalu NaTemat.pl.

Gdyby ksiądz Lemański z taką samą pasją, z jaką piętnuje grzechy Kościoła, nazywał rzeczy po imieniu w odniesieniu na przykład do in vitro, z pewnością warto byłoby się zastanawiać nad jego odwagą. Byłby niepoprawny na wszystkich frontach, co mogłoby budzić uznanie (jak w przypadku księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego). Ale wygłasza on opinie, budzące wśród antagonistów Kościoła entuzjazm. I wchodzi w to, jak w masło. Tym samym objawił się kolejny pupil lewicowo-liberalnego salonu, któremu kariera medialna chyba pomyliła się z misją ewangelizacyjną.