Zacznijmy od pozytywów. Na tle nieruchomo siedzącego otoczenia prezydenta Bronisława Komorowskiego dobrze wypadł gen. Stanisław Koziej, odchodzący szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który klaskał, gdy prezydent Duda mówił o potrzebie silnej armii.
Żałuję, że jego pryncypał – prezydent Bronisław Komorowski – w momencie złożenia przysięgi przez Andrzeja Dudę nie wstał z prezydenckiego fotela na galerii sejmowej, uznając, że jest już byłą głową państwa i honor zasiadania w tym fotelu należy już do kogoś innego. Bardzo prosty, mały gest, ale jaki wielki.
Gesty w polityce niewiele kosztują, ale są ważne, bo wyznaczają standardy. Gesty pokazują innym, jak się należy zachować z klasą. Z klasą i szacunkiem dla racji stanu, dla państwa, któremu służy nie tylko werbalnie każdy polityk.
Tak zachował się minister obrony Tomasz Siemoniak, gdy z aprobatą kiwał głową do prezydenta Dudy, gdy ten zwrócił się w stronę ławy rządowej, mówiąc o potrzebie współpracy głowy państwa z Ministerstwem Obrony Narodowej.
Gesty są w polityce ważne, bo ludzie je widzą i traktują jako wyznacznik poziomu debaty publicznej. Dlatego tak kompromitujące jest dla posłów buczenie w czasie orędzia nowego prezydenta, nawet jeśli z treścią tego orędzia się nie zgadzają.