Trudno nam było wyjść z własnej połowy, więc nie było mowy nawet o jakiejś kontrze. Nikt w środku boiska nie potrafił dłużej przetrzymać piłki. Wyglądaliśmy trochę jak bezradni polscy koszykarze w meczu z Argentyną. Pierwszy róg Polacy wywalczyli dopiero w 23. minucie. Sześć minut później przeprowadzili jedyną akcję pierwszej połowy. Przypominała tę z meczu z Niemcami we Frankfurcie, kiedy piękne podanie Kamila Grosickiego Robert Lewandowski zakończył równie efektownym golem. Teraz strzelał głową ponad poprzeczkę. W całym meczu Austriacy aż pięć razy zostawili Grosickiego na spalonym. Bliski zdobycia bramki był po innym rzucie rożnym Kamil Glik, ale bramkarz jego strzał obronił.
I to wszystko. Częściej podawaliśmy piłkę do tyłu, Łukasz Fabiański miał z nią chyba więcej kontaktów niż niejeden jego kolega z pola, z Piotrem Zielińskim na czele. Jeśli w domowym meczu najlepszym zawodnikiem gospodarzy zostaje bramkarz, to nie najlepiej o drużynie świadczy.
Czytaj także: Polska - Austria 0:0. Niesmak pozostał
Patrząc jednak bardziej optymistycznie, to Polacy wyszli obronną ręką. Byli zdołowani po piątkowej porażce w Lublanie, a musieli stawić czoła Austrii, która wygrała trzy ostatnie mecze, strzelając w nich jedenaście bramek i tracąc zaledwie jedną.
Po porażce w Lublanie Jerzy Brzęczek musiał dokonać zmian. Jedna z nich może się okazać dla reprezentacji bardzo korzystna już w kolejnych spotkaniach. Pierwszy raz od początku zagrał Krystian Bielik i był jednym z najlepszych w naszej drużynie. Bardzo prawdopodobne, że to on zajmie na stałe miejsce Mateusza Klicha. Dawid Kownacki nie mógł sobie znaleźć miejsca między atakiem a pomocą, a czasami zachowywał się tak, jakby jeszcze nie dorósł do takich ważnych meczów. Sebastian Szymański miał dwadzieścia minut, żeby przekonać do siebie trenera, ale co innego gra w ekstraklasie, a co innego w reprezentacji.