Poziom gry Polski, Senegalu, Kolumbii i Japonii jest podobny. Nie ma w naszej grupie zdecydowanego faworyta i nie ma zespołu, o którym moglibyśmy powiedzieć, że na pewno zajmie ostatnie miejsce. Wszystkie mecze będą ważne, dlatego najważniejszym z nich może się okazać ten pierwszy.
Reprezentacja Polski tylko raz rozpoczęła finały mistrzostw świata od zwycięstwa. To było już 43 lata temu, na mistrzostwach w Niemczech. Pokonaliśmy Argentynę 3:2, Haiti z rozpędu 7:0, atmosfera była wspaniała, mogliśmy sobie nawet pozwolić na porażkę w trzecim meczu, ale i tak wygraliśmy z Włochami.
Od tamtej pory w pierwszych meczach remisowaliśmy lub przegrywaliśmy. Tak się działo na pięciu turniejach, za każdym razem robiliśmy sobie problem i tylko raz, w roku 1982, po remisie dotarliśmy o strefy medalowej. W innych sytuacjach drugi występ był meczem o wszystko, a trzeci o honor. Niepowodzenia na boisku rodziły konflikty w zespole.
Senegal na przywitanie turnieju w Rosji nie jest wygodnym przeciwnikiem. Sztab Adama Nawałki bardzo solidnie zapracował na awans, ale koncentrował się na grze z przeciwnikami z Europy. Dopiero ostatnio zmierzyliśmy się z Urugwajem i Meksykiem, co być może przyda się nam w niewielkim stopniu w starciu z Kolumbią. Ale z reprezentacjami afrykańskimi i azjatyckimi nie graliśmy. Senegalczycy tylko raz wystąpili na mundialu, w roku 2002. Mieli w składzie niemal anonimowych zawodników, grających we wcale nie najlepszych klubach francuskich oraz francuskiego trenera. I taka drużyna na rozpoczęcie turnieju pokonała mistrzów świata - Francuzów.
Od tamtej pory wiele się zmieniło, Senegalczycy grają już w lepszych klubach, na ich pozycję pracowali tacy trenerzy jak Henryk Kasperczak i Alain Giresse. W eliminacjach wyprzedzili RPA. To będzie bardzo trudny przeciwnik. Trzeba go pokonać, żeby spokojnie myśleć o kolejnych, wcale nie łatwiejszych meczach. Ale jak się jedzie na finały mistrzostw świata, to trzeba umieć pokonać każdego, nieważne w jakiej kolejności.