Od III kw. 2015 r., czyli od początku rządów PiS, do III kw. ub.r. wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych zwiększyły się realnie o ponad 14 proc. Większy wzrost konsumpcji odnotowały w tym okresie tylko trzy kraje UE (Rumunia, Bułgaria i Węgry). To oznacza, że kolejne transfery socjalne, które zwiększają dochody gospodarstw domowych, nie pobudzą już wzrostu ich wydatków tak bardzo, jak poprzednie. A jednocześnie w budżecie państwa i całej gospodarce będzie mniej pieniędzy na to, co mogłoby poprawić długoterminowy potencjał rozwojowy Polski: inwestycje, szkolnictwo, naukę czy służbę zdrowia. Takie oceny przedwyborczych obietnic PiS dominują wśród ekonomistów.
Zabraknie na priorytety
Na sobotniej konwencji PiS zapowiedziało m.in. objęcie programem 500+ wszystkich dzieci, wypłatę emerytom „trzynastki" w wysokości 1100 zł oraz likwidację PIT dla osób do 26. roku życia. Premier Mateusz Morawiecki ocenił koszt brutto (tzn. nieuwzględniający wzrostu wpływów podatkowych z tytułu szybszego rozwoju gospodarki) realizacji tego programu na 40 mld zł w skali roku, czyli równowartość około 2 proc. ubiegłorocznego PKB Polski. „Politycy rozdający miliardy na nieskuteczną politykę socjalną w czasie, gdy w służbie zdrowia zapaść, nauczyciele na krawędzi strajku, administracja masowo traci specjalistów, uniwersytety są w czwartej setce świata, a armia sprzętowo dekady za sąsiadami ze wschodu. Oto Polska A.D. 2019" – skomentował na Twitterze propozycje PiS dr Maciej Bukowski, prezes think tanku WISE Europa.
Tę gorzką ocenę podziela wielu ekonomistów. – Tym, co może niepokoić w zapowiedziach rządu, nie jest ich bezpośredni koszt, tylko to, że w budżecie nie będzie już miejsca na bardziej potrzebne wydatki, np. na służbę zdrowia, naukę, obronność. A korzyści z tytułu takich wydatków dla całego społeczeństwa byłyby większe niż z rozszerzenia 500+ – powiedział „Rzeczpospolitej" Piotr Bielski, ekonomista z Santander Bank Polska.