Gdyby wziąć pod uwagę długość przygody ze stanowiskiem szefa GPW, to zdecydowanie najtrudniejsze pożegnanie z giełdą miał Wiesław Rozłucki, który na czele warszawskiego parkietu stał przez 15 lat. Pomimo tego, że od pożegnania Rozłuckiego z GPW minęła ponad dekada, los warszawskiej giełdy wciąż leży mu na sercu. Dał temu namacalny dowód w 2013 r., kiedy przyjął stanowisko członka Rady Giełdy i dodatkowo został jej szefem (był nim do stycznia 2016 r.).
Rozłucki otwarcie przyznaje, że rozstając się z GPW w 2006 r., miał wątpliwości, czy odnajdzie się na rynku. Było to o tyle uzasadnione, że nikt nie przed nim nie szedł tą ścieżką – był w końcu pierwszym prezesem GPW. Ze znalezieniem sobie miejsca na rynku Rozłucki nie miał jednak problemów. Postanowił oddać się pracy nadzorczo-doradczej. W ramach swojego „nowego życia" związał się z takimi firmami, jak Bank BPH, TVN, Orange Polska czy Rothschild.
Zupełnie inną drogę wybrał Ludwik Sobolewski, który prezesem GPW był w latach 2006–2013. Co prawda zaraz po zakończeniu przygody z warszawską giełdą też pojawił się w kilku radach nadzorczych (np. Idea TFI), ale był to raczej tylko przystanek, a nie miejsce docelowe.
Dalszy rozwój wydarzeń zaskoczył jednak wszystkich, w tym samego Sobolewskiego. Nieoczekiwanie zaproponowano mu posadę prezesa giełdy w Bukareszcie. Sobolewski z okazji tej skorzystał i po krótkiej przerwie znów można było zwracać się do niego „panie prezesie". Mimo to, za każdy razem, kiedy w Polsce pojawia się wakat na stanowisku związanym z rynkiem kapitałowym, Sobolewski po cichu wymieniany jest w gronie osób, które mogą go objąć. Jednak na razie kończy się na spekulacjach.
Na brak zajęć nie może narzekać również Adam Maciejewski, prezes giełdy w latach 2013–2014. Jak sam przyznaje, najwięcej czasu poświęca rozwijaniu grupy kapitałowej eTravel, w której pełni funkcję wiceprezesa odpowiedzialnego głównie za operacje kapitałowe. Aktywnie inwestuje również na rynku niepublicznym. Jest partnerem w Trio Management Group oraz członkiem kilku rad nadzorczych.