Początek piątkowej sesji dawał nadzieję, że nasz rynek wyrwie się z trwającego już kilka dni marazmu. WIG20 już w pierwszym minutach handlu znalazł się dość wyraźnie nad kreską (zyskiwał około 0,5 proc.). Dodatkowo koniec kwartału mógł sugerować, że jesteśmy na dobrej drodze do tego, aby zamknąć ten okres z przytupem. Jak się jednak później okazało, z dużej chmury mały deszcz. Początkowe wzrosty szybko zamieniły się w męczące przeciąganie liny, przy stosunkowo niewielkiej aktywności inwestorów.
Właściwie już po godzinie od rozpoczęcia handlu niedźwiedziom udało się sprowadzić indeks największych spółek w okolice zamknięcia z czwartku. To rozpoczęło fazę ruchu bocznego, który trwał do końca sesji. Brak zdecydowania inwestorów na naszym rynku był tym bardziej frustrujący, gdyż na innych parkietach Europy dominował kolor zielony. Tak było w Niemczech, we Francji, ale też na Węgrzech. Na tych rynkach główne indeksy rosły o około 1 proc.
Niestety nasz rynek pozostawał obojętny na te impulsy. Nie pomogło nawet to, że dzień od wzrostów zaczęli inwestorzy w Stanach Zjednoczonych. Brak reakcji na udany start Wall Street praktycznie ostatecznie przekreślił szanse na większe zmiany na naszym parkiecie. Przeciąganie liny ostatecznie wygrały niedźwiedzie. WIG20 stracił 0,07 proc. Niewielka zmienność widoczna była także w segmencie średnich i małych spółek. mWIG40 stracił 0,4 proc. natomiast sWIG80 zyskał 0,01 proc. Tak, jak było wspomniane na początku piątkowa sesja była jednocześnie ostatnią w I kwartale. Ten raczej trudno jest zaliczyć do udanych, przynajmniej jeśli chodzi o zachowanie indeksu WIG20. Co prawda w ciągu trzech miesięcy zyskał on około 0,4 proc. ale wynik ten plasuje nas w ogonie europejskiej stawki. Duża część europejskich indeksów zaliczyła dwucyfrowe wzrosty. WIG20 przegrał także z innymi wskaźnikami rynków wschodzących. Np. BUX zyskał 5 proc.