Resort finansów ogłosił właśnie przetarg na sieć telekomunikacyjną, która połączy ponad 700 obiektów należących do resortu (m.in. izby celne, ekspozytury). Zwycięzca zgarnie ok. 150 mln zł netto w ciągu czterech lat. To największy kontrakt na usługi telekomunikacyjne w administracji publicznej od 2000 r.
Ministerstwo dało sobie dwa lata, żeby przeprowadzić przetarg, wybrać wykonawcę i dać mu czas na budowę sieci. Wbrew pozorom to wcale nie jest za dużo, bo postępowania przetargowe opóźniają protesty uczestniczących firm. Tym razem też się bez nich nie obejdzie.
Zainteresowani uważają, że zamawiający daje niezasłużone fory Telekomunikacji Polskiej (aktualnie obsługuje ministerstwo), które pozwolą jej złożyć ofertę o 10 – 20 mln zł niższą niż inni, bo może wykorzystać używany sprzęt. Konkurenci będą musieli go kupić. Poza tym, wedle nich, TP będzie mogła ograniczać konkurentów, odmawiając im dzierżawy łączy niezbędnych do podłączenia poszczególnych jednostek resortu. Zainteresowani już zapowiadają oprotestowanie dokumentacji. To standard w przetargach państwowych. O lukratywny sektor zamówień publicznych operatorzy walczą zaciekle, aż do ostatniej instancji odwoławczej.
– Segment administracji to od 10 do 20 proc. całego rynku telekomunikacyjnego. Trudno oszacować precyzyjnie, bo sporo dużych kontraktów realizowanych jest w trybie z wolnej ręki – mówi Dariusz Terlecki, dyrektor handlowy Crowley Data Poland. W tym urzędy centralne mogą rozstrzygnąć przetargi o wartości blisko 300 mln zł, nawet drugie tyle zamówień może zostać złożone z wolnej ręki. Znacznie więcej pieniędzy czeka na firmy informatyczne.
– Ponieważ większość pieniędzy, ponad 2 mld zł do 2010 r., na informatyzację administracji pochodzić będzie z funduszy unijnych, to jest szansa i konieczność uruchomienia dużych projektów IT w tym roku, aby środki te zaczęły być wykorzystywane – powiedziała Ewa Zborowska, analityk rynku informatycznego IDC Polska.