Zielone karty, dające prawo stałego pobytu w USA z perspektywą uzyskania obywatelstwa amerykańskiego przyznaje się m.in. osobom, które zdecydują się na zainwestowanie w Stanach co najmniej pół miliona dolarów i stworzenie 10 miejsc pracy. Amerykańskie władze imigracyjne twierdzą, że liczba chętnych jest tak duża, że już wkrótce zostanie wyczerpania roczna  pula 10 tys. wiz EB-5. Około 80 procent  tegorocznych wnioskodawców to biznesmeni z Chin kontynentalnych. Jeszcze 10 lat temu stanowili oni zaledwie 13 proc. wszystkich chętnych, gdy ta kategoria wizowa nie cieszyła się wielką popularnością. W liczbach bezwzględnych oznacza to, że w ubr. do USA na podstawie wiz EB-5 wjechało aż 6900 Chińczyków, podczas gdy w 2004 było ich zaledwie szesnastu.

Prawnicy imigracyjni mówią o faktycznym zdominowaniu programu przez obywateli ChRL. Zamożniejszych Chińczyków przyciąga do USA wyższa stopa życiowa, możliwość kształcenia dzieci oraz czystsze środowisko naturalne niż w wielkich miastach Państwa Środka. Poza tym koszty związane z wyjazdem i inwestycjami są często niższe niż w przypadku innych rozwiniętych krajów przyjmujących imigrantów. Na przykład do Australii można się wybrać dopiero z majątkiem szacowanym na 4,5 miliona dolarów. W będącej częścią UE Portugalii dla otrzymania "złotej" wizy wymagane jest pół miliona euro. Nie bez znaczenia jest też otwartość kulturowa Ameryki, pozwalająca na utrzymanie stylu życia z kraju urodzenia.

Popyt na wizy EB-5 sprawił, że w USA działa wiele agencji, konsultantów i prawników imigracyjnych oraz firm zajmujących się przeprowadzkami, bazujących przede wszystkim na Chińczykach. Przy tej okazji krytycy programu mówią głośno o lukach systemu i możliwościach oszustw. Istnieją na przykład firmy konsultingowe oferujące możliwość finansowania pierwszej inwestycji, co pozwala kandydatom do imigracji uniknąć wykładania pieniędzy z własnej kieszeni.