To wyjątkowa wyzwanie wobec kryzysów nękających globalną gospodarkę i politykę.
W tezach do poszczególnych paneli nie brak jest tematów bardzo kontrowersyjnych, jakby chociaż ten,że roboty i automatyzacja pracy odebrały już na świecie pracę 5 mln ludzi. „Czy naprawdę nie przesadzamy z innowacjami i czy z pewnością idą one w dobrym kierunku?" - pytają autorzy tez do dyskusji. To kluczowy temat, także dla Polski, no nowy rząd w naszym kraju właśnie na innowacje stawia, jako na siłę napędową gospodarki.
Tegoroczna lista nieobecności ludzi ważnych dla świata jest długa. Są na niej kanclerz Niemiec, Angeli Merkel, ani prezydenta Francji, Francoisa Hollande, chociaż jedynym z głównych tematów ma być europejski kryzys imigracyjny. Nie będzie w Davos prezydenta Rosji, Władimira Putina, zresztą nie przyjeżdża on na forum od 5 lat. W tym roku wysyła do Szwajcarii delegację, która ma przekonywać o dobrodziejstwach przeorientowania kontaktów gospodarczych z zachodu na wschód. Nie wybiera się tutaj także silny kandydat na prezydenta USA, Donald Trump. Ale jego wielkie zdjęcie powiewa na jednym z bannerów w pobliżu centrum konferencyjnego. Nie został zaproszony.
Nie będzie także ministra spraw zagranicznych Korei Północnej, Choe Myong-nama, ponieważ jego zaproszenie do udziału w forum zostało cofnięte po próbie z bombą wodorową, jaką przeprowadzili Koreańczycy z północy. To zresztą nie jest pierwszy przypadek, że jakiś polityk został zaproszony, a potem jednak nie bierze udziału w konferencji. Dlaczego? Żeby nie wywoływać kontrowersji, a może, żeby być w zgodzie z poprawnością polityczną.
Podobnie było dwa lata temu w przypadku ówczesnego premiera Ukrainy, Mykoły Azarowa, który miał wystąpić w panelu, w tym samym czasie, kiedy w Kijowie policja i wojsko zabijały demonstrantów. Azarow swój panel przesiedział w hotelu, a swojemu rozgoryczeniu dał upust w wywiadzie dla "FT", a tydzień potem stracił stanowisko.