O ile przez dwa ostatnie miesiące roku kapitalizacja giełd z całego świata powiększyła się o ponad 3 bln dol., to o podobną sumę zmniejszył się w tym czasie globalny rynek obligacji. Po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA inwestorzy uznali, że jego administracja może przyspieszyć wzrost gospodarczy w USA (dzięki podatkowej stymulacji i wielkiemu programowi modernizacji infrastruktury), a to przyniosłoby wyższą inflację i szybsze podwyżki stóp procentowych przez Fed. Takie środowisko oznacza zaś gorsze perspektywy dla obligacji. Tracą one na atrakcyjności w porównaniu z akcjami.

– Chociaż część spadku wartości globalnego rynku obligacji da się wyjaśnić umocnieniem dolara, to ta wielka rotacja sugeruje, że niemal wszystkie pieniądze wyciągnięte z rynku obligacji od wyborów w USA trafiły na rynek akcji – twierdzi Torsten Slok, analityk Deutsche Banku.

Wyprzedaż dotknęła zarówno uznawane za superbezpieczne obligacje państw rozwiniętych, jak i bardziej ryzykowne papiery ze „śmieciowymi" ratingami. O ile rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich wynosiła na początku listopada blisko 1,8 proc., to w czwartek przekraczała 2,5 proc. Była na podobnym poziomie jak na jesieni 2014 r.

W przypadku niemieckich dziesięciolatek rentowność skoczyła od początku listopada z 0,15 proc. do 0,47 proc. Pod presją znajduje się też dług państw z peryferii strefy euro. Rentowność włoskich obligacji dziesięcioletnich przed wyborami w USA była zbliżona do 1,6 proc., w czwartek sięgała już 2,2 proc. Rentowność hiszpańskich dziesięciolatek wzrosła w tym czasie z 1,2 proc. do 1,6 proc. Wciąż są to jednak poziomy, które można uznać za bezpieczne.

W przypadku niektórych państw nałożyły się na ten trend ich wewnętrzne problemy. Wśród powodów wyprzedaży włoskich papierów znalazła się m.in. groźba tego, że w tym roku dojdzie we Włoszech do przyspieszonych wyborów parlamentarnych. W przypadku Turcji, gdzie rentowność dziesięciolatek przekracza już 11 proc., w grę wchodzi też duże ryzyko polityczne.