Pracodawcy mają coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników i muszą płacić im coraz wyższe pensje. Z wczorajszych danych GUS wynika, że wynagrodzenia w przedsiębiorstwach wzrosły w listopadzie aż o 12 proc. w stosunku do analogicznego miesiąca 2006 r. i średnio przekroczyły poziom 3 tys. zł. Ostatni raz taki wzrost zanotowano w sierpniu 2000 r. To kolejny miesiąc z rzędu, kiedy skala podwyżek zaskakuje wszystkich specjalistów.
Konieczność podnoszenia pensji to efekt bardzo dużego popytu na pracę. Zatrudnienie w listopadzie było o 5 proc. wyższe niż przed rokiem. Jednocześnie przy bezrobociu, które spadło już poniżej 10 proc. (według badania aktywności ekonomicznej ludności), trudno jest znaleźć dobrego pracownika. – Już teraz widać w firmach skłonność do przewartościowywania stanowisk. W ciągu ostatniego roku znacznie wzrosły pensje, przede wszystkim specjalistów. Wynagradzane są umiejętności i wiedza – mówi Marlena Adamska, dyrektor ds. personalnych firmy meblarskiej Nowy Styl. Z kolei ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich Adam Ambroziak dodaje: – Szacujemy, że w gospodarce potrzebnych jest ćwierć miliona wykwalifikowanych pracowników.
Z tej grupy co czwarty znalazłby zatrudnienie w budownictwie. Tam też płace rosną najszybciej. Ambroziak dodaje, że duży wzrost wynagrodzeń można zaobserwować w firmach produkujących meble, maszyny i urządzenia oraz wyroby z metali.
Do walki o wyższe płace szykują się górnicy. W Kompanii Węglowej domagają się podwyżki o 6,9 proc. w tym roku i 14 proc. w przyszłym. Do żądań dołączają się pracownicy budżetówki. Od początku roku podwyżki dostaną nauczyciele. Rząd przeznaczył na to 1,8 mld zł. Nierozwiązany pozostaje na razie problem lekarzy. Ekonomista banku BGŻ Mateusz Mokrogulski przypomina zaś, że od stycznia zgodnie z prawem wspólnotowym lekarz będzie mógł skończyć pracę po 48 godz. w tygodniu. Tymczasem potrzeby służby zdrowia są znacznie większe. Lekarze mogą zażądać ostrych podwyżek, żeby zostawać w pracy „po godzinach”.
Na ile szybki wzrost wynagrodzeń może być niebezpieczny dla gospodarki? – To zależy, jak długo utrzyma się takie tempo. Jeżeli przez rok lub więcej, przyczyni się do znacznego ograniczenia zyskowności przedsiębiorstw i, co za tym idzie, niższych nakładów inwestycyjnych – mówi prof. Stanisław Gomułka.