Do środy nasza waluta znajdowała się w dość silnym trendzie spadkowym trwającym od początku sierpnia. Wystarczyła jedna deklaracja premiera na temat daty przyjęcia euro, by złoty zawrócił z tej drogi. W rezultacie w ciągu tygodnia zyskał do euro 2,5 proc. i około 1 proc. do dolara.
W opinii większości ekonomistów przyjęcie wspólnej waluty w 2011 r. będzie wymagało od Rady Polityki Pieniężnej radykalnych działań w walce z inflacją. A to oznacza większe podwyżki stóp procentowych, niż sądzono przed deklaracją premiera. Do tej pory rynek oczekiwał już tylko jednej podwyżki jesienią, a w 2009 roku liczono, że koszty kredytu zaczną spadać. To zresztą było jedną z przyczyn osłabienia złotego. Teraz trzeba zacząć to weryfikować.
Oczywiście jest wiele sceptycznych opinii na temat proponowanej daty przyjęcia euro, jednak rząd już zapowiedział, że wkrótce rozpocznie prace nad harmonogramem i strategią przyjęcia euro. Na wtorek zaplanowane jest też spotkanie rządu z RPP. Inwestorzy z pewnością będą z uwagą śledzić wszelkie komunikaty po tym spotkaniu. Analitycy Merrill Lynch oczekują, że przyjęcie przez Polskę euro w 2011 r. będzie się wiązało z podwyżką głównej stopy NBP z obecnych 6 do 7 proc. W ich ocenie ostateczny parytet wymiany wyniesie 2,8 – 3 zł. Można zatem oczekiwać, że w okresie przygotowań do wymiany złoty będzie zyskiwał.
Również dla rynku obligacji decydujące znaczenie miała wypowiedź Donalda Tuska. Papiery dwuletnie, najbardziej czułe na ruchy stóp procentowych, potaniały (rentowność wzrosła o 10 pkt bazowych). Umocniły się natomiast papiery dziesięcioletnie. Ich rentowność spadła o 16 pkt bazowych, do 5,83 proc. W poniedziałek poznamy dane dotyczące inflacji w sierpniu, które będą istotne na rynku długu. Oczekuje się, że wyniesie ona 4,9 – 5 proc.
Na słowa premiera nie zareagowała giełda, choć i dla niej to przecież dobra wiadomość. Rynek akcji pozostawał pod wpływem wydarzeń międzynarodowych. Przejęcie bankrutujących Fannie Mae i Freddie Mac przez amerykański rząd czy fatalna sytuacja finansowa banku Lehman Brothers obnażyły tylko skalę problemów. Nastroje na rynku wciąż są złe. Pieniądze Polaków nie trafiają na giełdę, tylko zasilają bankowe lokaty. Z zakupami nie kwapią się też OFE, które tylko w sierpniu zmniejszyły swoje zaangażowanie na GPW o 1,3 mld zł. Przy biernej postawie OFE rynek może mieć kłopoty z utrzymaniem się powyżej lipcowych dołków, gdzie obecnie się znajduje.