Już w piątek we Wrocławiu spotkają się najważniejsi finansiści świata, by zastanawiać się nad stabilnością finansową UE. Swój udział w tym prestiżowym wydarzeniu potwierdzili m.in. prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet, przewodniczący eurogrupy Jean-Claude Juncker, ministrowie finansów Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii oraz Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA.
To jeden z najważniejszych szczytów w ramach polskiej prezydencji. O organizację takich spotkań, o których będzie się mówić na całym świecie, polskie miasta walczyły między sobą jak lwy. – Walczymy o tysiące nowych gości, czyli więcej miejsc pracy w usługach, nowe hotele, restauracje, większe wpływy z podatków. Do tego promocja miasta. Same zyski, żadnych strat – uważa Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia.
Sukcesy w pozyskiwaniu takich imprez odnosi tylko pięć aglomeracji: Warszawa, Poznań, Kraków, Wrocław i Trójmiasto, choć wielkie aspiracje mają Katowice, a ostatnio i Lublin.
Czym kierują się organizatorzy wielkich wydarzeń przy wyborze lokalizacji? – Braliśmy pod uwagę bazę hotelową i konferencyjną, dojazdy oraz subiektywny element – walory reprezentacyjne, czyli to, czym Polska może się pochwalić – wyjaśnia Konrad Niklewicz, rzecznik prezydencji Polski.
– Zależało nam na miejscu prestiżowym, które ma dostateczną liczbę miejsc w 4- i 5-gwiazdkowych hotelach, z atrakcyjnym otoczeniem. Znaleźliśmy to w Sopocie – mówi z kolei Zbigniew Gajewski, dyrektor w Związku Pracodawców Lewiatan, które organizuje we wrześniu Europejskie Forum Nowych Idei.