Grecja znalazła się pod ogromną presją, aby w przeddzień porozumienia w sprawie kolejnego pakietu ratunkowego dla swojej gospodarki udowodniła, że jest zdeterminowana wprowadzić bolesne reformy. Grecy mają już jednak dość nacisków, za które obwiniają głównie Niemcy. Grecki tabloid „Ta Nea" na pierwszej stronie zamieścił wczoraj trzy razy wielkie słowo „Nein". Ateny odrzucają żądania likwidacji trzynastych i czternastych pensji, obniżenia płacy minimalnej i wprowadzenia zewnętrznego komisarza, który zatwierdzałby grecką politykę fiskalną.
Grecki premier Lukas Papademos miał rozmawiać w cztery oczy z kanclerz Angelą Merkel podczas wczorajszego szczytu w Brukseli. W sobotę grecka minister edukacji i była unijna komisarz Anna Diamantopulu uznała niemiecką propozycję za „produkt chorej wyobraźni".
– Niemiecki pomysł to zapewne próba wywarcia jeszcze większej presji na Grecję, aby wprowadzała reformy. Tylko że dla Greków to upokarzające żądanie. Dotychczasowe cięcia były wyjątkowo głębokie. Odczuły je najniższe warstwy społeczne. Oczywiście są możliwe dalsze reformy, ale nie na upokarzających zasadach – mówi „Rz" grecki ekonomista Theofanis Eksadaktylos.
Greckie wyrzeczenia
Grecja od 2009 roku wprowadza cięcia wydatków, próbując uniknąć bankructwa. Reformy doprowadziły do serii niezwykle gwałtownych protestów. Pod koniec 2011 roku rząd Jeorjosa Papandreu nie był w stanie przeforsować dalszych reform. Pod presją UE w listopadzie Papandreu ustąpił, a premierem został ekonomista Lukas Papademos. Jego rząd zgodził się poprzeć trzy z pięciu partii zasiadających w parlamencie. W niedzielę premier spotkał się z ich przywódcami, aby ustalić strategię dalszych negocjacji z UE.
– Papademos ma silny mandat, bo popierają go trzy partie tworzące koalicję, a także związki zawodowe. Wszyscy są zgodni, że likwidowanie trzynastych i czternastych pensji nie ma sensu, bo to tylko inny sposób rozliczania rocznych zarobków. Nie zgadzają się też na obniżenie płacy minimalnej, która jest i tak bardzo niska – tłumaczy dr Eksadaktylos. Jego zdaniem władze używają argumentów, że zmiany uderzyłyby w sektor prywatny, który i tak już został mocno objęty regulacjami. Poza tym Grecja podjęła już gigantyczne wyrzeczenia i trzeba teraz zaczekać, aż zaczną przynosić efekty.