Jedni wskazują, że deprecjacji jest winna presja na sprzedaż dolara by kupić waluty oferujące zysk z zakupu aktywów o wyższej stopie zwrotu (carry trade). Inni próbują zrzucić winę na przepływy pieniężne związane ze wzrostem rezerw walutowych Chin, a kolejne wyjaśnienie tej tajemnicy wskazuje innego winowajcę: handel wysokich częstotliwości (HFT).
W każdym razie inwestorzy kapitulują. Jeszcze pod koniec 2013 r. wydawało się, że amerykański dolar jest pewniakiem i był najczęściej obstawianym kandydatem do umocnienia, a teraz liczba takich zakładów stopniała do najmniejszego poziomu od września 2012 r., gdyż wielu dużych graczy zwinęło żagle.
Jednak mimo wszystko analitycy rynków walutowych wciąż wierzą w odrodzenie dolara, że pójdzie w górę wobec głównych konkurentów. Pomóc ma mu umacniająca się gospodarka Stanów Zjednoczonych i Rezerwa Federalna ograniczająca stymulację koniunktury, czyli skup obligacji z rynku wtórnego. Mediana prognoz analityków wskazuje, że dolar powinien się umacniać w każdym z czterech kolejnych kwartałów, a do końca 2015 r. ma zyskać 11 proc. wobec koszyka swoich głównych rywali.
- Nie jest całkowicie jasne, dlaczego dolar spisuje się słabo zwłaszcza jeśli zestawimy gospodarkę USA z innymi krajami czy regionami, jak strefa euro – wskazuje Robert Lynch, nowojorski strateg brytyjskiego banku HSBC. Dodaje, że niektórzy inwestorzy liczyli na umocnienie dolara wraz z ograniczaniem przez Rezerwę Federalną skupu obligacji (ilościowe luzowanie- QE) i spodziewaną zmianą polityki banku centralnego odnośnie do stóp procentowych, ale to nie wyszło.
Do euro dolar w tym roku stracił 0,3 proc. , a wobec jena 3,4 proc. Na początku 2014 r. analitycy prognozowali, że na koniec marca umocni się on wobec wspólnej waluty do 1,32 USD za euro. W walucie japońskiej miał kosztować 104 jeny. A realia są takie, że za euro trzeba zapłacić ponad 1,37 USD, zaś w jenach za „zielonego" trzeba wyłożyć mniej niż 102 JPY.