[b]Jakie życzenia chciałby pan usłyszeć w dniu urodzin?[/b]
Kazimierz Kutz: Wchodzę w osiemdziesiątkę i to jest dla mnie zupełnie nowa liczba. Czuję się zdezorientowany. Ale ponieważ nie mam typowo starczych objawów, mogę sobie tylko życzyć, by ten stan rzeczy trwał jak najdłużej.
[b]Anastazja Kuc, pana mama, mawiała, że drugie z jej pięciorga dzieci urodziło się w czepku. Potwierdza to pan?[/b]
Jak najbardziej. Poza zdrowiem, zdolnościami itd. trzeba mieć szczęście. Szansę, żeby się harmonijnie rozwijać. I ja tę szansę dostałem. Pod koniec wojny byłem za młody, żeby zostać wcielonym do Wehrmachtu, a po wyzwoleniu, dzięki ustrojowym zmianom, mogłem skorzystać z dobrodziejstw bezpłatnej edukacji. Chętnie się uczyłem, więc wcześnie wszedłem w świat wielkiej literatury i zachciało mi się być artystą. Tu też miałem szczęście. Postrzegano mnie jako dynamicznego, wesołego, ale i ciężko pracującego, więc dostałem się do Andrzeja Wajdy jako asystent. Odkąd pamiętam, wiedziałem, że nie warto być przeciętnym. Z pełną świadomością, zmierzałem do szczytu, niczym bohaterowie Stendhala.
[b]