Na pokładzie urugwajskiego samolotu, który wystartował 13 października, znajdowało się 45 pasażerów. Większość stanowili zawodnicy drużyny rugby z Montevideo lecący na mecz oraz studenci. W trakcie burzy śnieżnej samolot rozbił się w zasypanych śniegiem Andach, na wysokości czterech tysięcy metrów. Nocami temperatura spadała tam do minus 30 stopni Celsjusza. Pomoc nie nadchodziła. By przetrwać, musieli stać się zgraną grupą i podejmować trudne decyzje.
W końcu zostało ich 16. Kiedy przez radio usłyszeli, że ratownicy zrezygnowali z poszukiwania ich, kilku najmocniejszych wyruszyło przez góry do Chile, by sprowadzić pomoc dla pozostałych. Przez kilka dni wędrowali przez Andy kierowani wyłącznie intuicją. Fachowcy, tak jak i lekarze, stwierdzali potem, że dokonali niemożliwego.
Po latach autorka filmu zabrała rozbitków
do miejsca tragedii. Wspominają doświadczenie, które zaważyło na ich całym dalszym życiu. Podkreślają, że pociechą była wspólna modlitwa.
– Byliśmy w rękach Boga. Nie mieliśmy już nad niczym kontroli – mówią.