W przypadku kina gatunków odpada przynajmniej pytanie o cel powstania. Obrazy artystyczne to zawsze enigma – musi ją rozwikłać sam widz. I w tym ich urok. Choć nie zawsze...
Pierwszą połowę „Jesteś tam?" ogląda się z zainteresowaniem, drugą z coraz większym znużeniem. To w dużej mierze wina bohatera, dwudziestokilkuletniego Jitze, nudnego człowieka bez właściwości oraz – o co zatroszczył się scenarzysta – przeszłości i przyszłości. Mężczyzna zawodowo gra w gry wideo. Przyjeżdża ze swoją holenderską drużyną do Tajpej.
Wydaje się całkowicie wyalienowany i niezainteresowany niczym poza grami. Kiedy pierwszy raz wychodzi z hotelu na ulicę, zachowuje się jak robot. Nie robi na nim wrażenia nawet umierający metr od niego motocyklista ranny w wypadku. Gdy spotyka kobietę, która mu się podoba, nie potrafi nawiązać z nią kontaktu. A później nie dociera do niego, że ona nie jest nim zainteresowana. Swobodnie porozumiewa się z nią tylko na Second Life (obraz wykreowany komputerowo zajmuje 20 procent filmu). Ot i cała historia. Zobaczyć, zapomnieć.
Tajwan, Francja, Holandia 2010, reż. David Verbeek, wyk. Stijn Koomen, Huan-Ru Ke