[b]Powiedział mi pan wiele lat temu w Cannes, że po obejrzeniu "Czerwonego" Krzysztofa Kieślowskiego zrozumiał, iż to jest pańska droga w sztuce. Czy dzisiaj, gdy kino ogromnie się zmieniło, myśli pan tak samo? [/b]
Tak, Kieślowski zachwyca mnie nadal, bo jak mało kto potrafił pokazywać ludzką wrażliwość. Szukał wartości, na których można oprzeć życie. Ja w ogóle jestem pod wielkim wrażeniem twórczości polskich artystów. Nie tylko filmowców. Kiedy niedawno byłem w Warszawie, poszedłem na wystawę do Zachęty i odkryłem dla siebie malarstwo Włodzimierza Pawlaka. Uważam, że nie ma na świecie lepszych plakatów filmowych niż polskie. A Kieślowski? Jego głęboko humanistyczne filmy zawsze będą mi bliskie, niezależnie od zmieniających się mód.
[b]Dzisiaj chyba niełatwo iść tą drogą? [/b]
To prawda, bo dla takiej twórczości coraz trudniej znaleźć publiczność. Krzysztof Kieślowski i jego scenarzysta Krzysztof Piesiewicz traktowali kino poważnie, jak literaturę. A problem polega na tym, że robienie filmów w przeciwieństwie do pisania powieści wymaga ogromnych nakładów finansowych. Filmowcy nigdy nie będą mieli takiej swobody jak pisarze. Muszą się dostosowywać do praw rynku i iść na kompromisy.
[b]Artyści są więc pana zdaniem na przegranej pozycji? [/b]