Reklama

Między ogrodem i miastem

Irańska artystka mówi o filmie „Kobiety bez mężczyzn”, którego przedpremierowy pokaz odbędzie się już dziś w Kinotece. Od piątku obraz wchodzi do polskich kin

Publikacja: 16.11.2010 13:09

Między ogrodem i miastem

Foto: PAP/EPA

[b]Od 30 lat mieszka pani w Stanach Zjednoczonych, zajmując się kinem oraz fotografią. Czy kiedykolwiek czuła się pani wykorzeniona?[/b]

[b]Shirin Neshat:[/b] Ciągle się przemieszczam. Czasem budzę się w nocy i nie mam pojęcia, gdzie jestem. Jako Iranka czuję się wykorzeniona, bo mieszkam poza ojczyzną, w której nie da się żyć. Jednak jestem artystką, a tacy nie przynależą nigdzie, wiodą życie samotnych nomadów pozbawionych poczucia bezpieczeństwa. Bycie pozbawionym swojego miejsca to dziwne uczucie. Nie ma się innego wyboru, jak tylko zaadaptować się do sytuacji, umościć sobie gniazdko. Tak naprawdę dopiero w Nowym Jorku poczułam się jak w domu. Czasem tęsknię za niezmiennością, bo wykorzenienie jest emocjonalnie druzgocące. Taki smutek wypełnia kobiety w moich filmach. One nigdzie nie przynależą, zawsze są w drodze – silne i odważne uciekinierki. Buntowniczki nienależące do żadnej wspólnoty.

[b]Przedstawia pani sytuacje graniczne. Czy u ich podłoża leżą ekstremalne przeżycia?[/b]

Sztuka jest rodzajem terapii, zwłaszcza gdy stapia się w jedno z życiem. Trzeba doświadczyć tego, o czym opowiada się światu. Nie można zajmować się trudną tematyką, żyjąc wygodnie. Nie da się oddzielić artysty od jego dzieł.

[b]Z jakiej perspektywy opisuje pani świat? [/b]

Reklama
Reklama

„Kobiety bez mężczyzn” opowiadają o mojej ojczyźnie i różnych kwestiach egzystencjalnych. W moim filmie wstrząsy polityczne i walkę o demokrację w Iranie w 1953 roku oglądamy oczami kobiet. Gdy Kathryn Bigelow otrzymała Oscara za „The Hurt Locker. W pułapce wojny”, podkreślano, że to dramat wojenny nakręcony przez kobietę. Sama nie lubię, kiedy pisze się o mnie „artystka irańska” – jestem po prostu artystką, a moja irańskość jest sprawą zupełnie drugorzędną. Popieram kobiety we wszelkich staraniach o wyegzekwowanie praw, które im się należą. Niezależnie z jakiego są kraju.

[link=http://www.zw.com.pl/artykul/534110_Miedzy-ogrodem-i-miastem.html] Czytaj więcej w Życiu Warszaw[/link]y

[b]Od 30 lat mieszka pani w Stanach Zjednoczonych, zajmując się kinem oraz fotografią. Czy kiedykolwiek czuła się pani wykorzeniona?[/b]

[b]Shirin Neshat:[/b] Ciągle się przemieszczam. Czasem budzę się w nocy i nie mam pojęcia, gdzie jestem. Jako Iranka czuję się wykorzeniona, bo mieszkam poza ojczyzną, w której nie da się żyć. Jednak jestem artystką, a tacy nie przynależą nigdzie, wiodą życie samotnych nomadów pozbawionych poczucia bezpieczeństwa. Bycie pozbawionym swojego miejsca to dziwne uczucie. Nie ma się innego wyboru, jak tylko zaadaptować się do sytuacji, umościć sobie gniazdko. Tak naprawdę dopiero w Nowym Jorku poczułam się jak w domu. Czasem tęsknię za niezmiennością, bo wykorzenienie jest emocjonalnie druzgocące. Taki smutek wypełnia kobiety w moich filmach. One nigdzie nie przynależą, zawsze są w drodze – silne i odważne uciekinierki. Buntowniczki nienależące do żadnej wspólnoty.

Reklama
Film
Narnia wraca na ekran z Meryl Streep. Reżyseruje autorka sukcesu „Barbie"
Film
Nie żyje krytyk filmowy Andrzej Werner
Film
Niedoszły Bond na tropie Laury Palmer z Yosemite, czyli serial „Dzikość” Netflixa
Film
Bond, Batman i Supermeni wracają do akcji. Lubimy tych bohaterów, których już znamy
Film
Rzeź w konstancińskiej rezydencji, czyli pechowe „13 dni do wakacji"
Reklama
Reklama