– Ci, którzy jeżdżą po całym świecie, nigdy naprawdę nie zgłębią swoich obserwacji – mówi. – To zupełnie co innego niż fotografowanie latami jednego drzewa – o różnych porach roku. Dopiero wtedy coś się w tym zawodzie osiąga.

Wiktor Wołkow zajmuje się fotografią od początku lat 60. Jest członkiem ZPAF i laureatem wielu krajowych i zagranicznych nagród. Wydał 14 albumów, m. in „Wołkow" (1983), „Rok 1963" (1993) „Biebrza" (1997), „Krzyż" (1999), „Słońce" (2001), „Podlasie, Supraśl, Puszcza" (2005), „Narew" (2006), „Bocian" (2007), „Czar Podlasia" (2008), „Lot","Moje Łowy" (2010). Niejednokrotnie współpracował przy nich z Andrzejem Strumiłłą i Edwardem Redlińskim, autorami tekstów. Urodził się w Białymstoku, ale wolał przenieść się bliżej natury. Mieszka w Supraślu, w centrum Puszczy Knyszyńskiej. Piękne pejzaże Biebrzy, Narwi i puszczy odkrył jeszcze w czasach szkolnych. – Odnalazłem swoje, najlepsze miejsce na ziemi – twierdzi. – Reszta mnie nie interesuje. Kiedy jadę poza granice województwa, nawet nie biorę ze sobą aparatu.

W Supraślu ma swoją galerię ze zdjęciami i filmami. Ale niełatwo go tam zastać, bo stale jest w plenerze. Wyrusza ze sprzętem jak na łowy – o świcie, a nawet w nocy. – W fotografii krajobrazowej o dobrym zdjęciu decydują sekundy. Do albumu o słońcu dałem 280 zdjęć, zupełnie różnych – mówi. – Każdy wschód słońca jest inny. Jak człowiek się spóźni, to po wszystkim. Tylko godzinę przed wschodem i dwie po nim jest ładne światło. Szczególnie wiosną nad wysokimi wodami Biebrzy i Narwi wygląda rewelacyjnie.

Wołkow odcina się od fotografii dokumentacyjnej i nie uznaje aparatów cyfrowych. Twierdzi, że obecnie zalewają nas perfekcyjne zdjęcia przyrody, na których widać każde źdźbło trawy czy piórko. Sam używa sprzętu analogowego, najczęściej obiektywu metrowej długości. Poruszenie czy nieostrość tworzą jego zdaniem klimat, oddają ducha miejsca. Przypomina, że w zdjęciu bardzo ważne są takie dodatkowe walory. Obecnie pracuje nad dwoma albumami: „Ptak" z tekstami ks. Jana Krzysztofa Kluka oraz „Siano". – Krajobraz kulturowy się zmienia. Na wsi nie ma już stogów, brogów, ręcznego koszenia ani kosiarek konnych. To wszystko zniknęło bezpowrotnie – opowiada Wiktor Wołkow. – Od czasów wstąpienia do Unii wszędzie mamy maszyny i szpecące krajobraz walce siana. Fury z sianem od dwóch lat nie widziałem. W mojej książce staram się ocalić pamięć o tradycji. W lipcu w Białymstoku w Muzeum Podlaskim mieszczącym się w ratuszu zostanie otwarta wystawa o sianie.

Fotografik myśli jeszcze o książce o rodzinnym Białymstoku ze zdjęciami z czasów Gomułki i Gierka. Ma także duży wybór fotografii rodzinnego miasta i ludzi.