Boston nazywany jest amerykańskimi Atenami. Jego wizytówka to Harvard University – najstarszy ośrodek akademicki w Stanach, a także słynna uczelnia techniczna MIT. Kinomanom może wydawać się głównie miastem prawników. W jednej z tutejszych kancelarii pracowała Ally McBeal z popularnego przed kilku laty serialu, a Tom Cruise odkrywał ciemne sprawki prawniczej korporacji w thrillerze „Firma" zrealizowanym na podstawie prozy Johna Grishama.
Ben Affleck pokazuje inne oblicze miasta. Akcję filmu osadził w Charlestown, jednej z dzielnic Bostonu, zamieszkanej przede wszystkim przez Amerykanów irlandzkiego pochodzenia. Tu najważniejsze są więzy krwi, a złodziejski fach dziedziczy się niczym spadek. Obowiązują dwie ścieżki kariery: albo jesteś dilerem i ćpunem albo kasiarzem rozpruwającym sejfy.
Tym właśnie zajmuje się grany przez Afflecka Doug MacRay. Wcześniej banki rabował jego ojciec, ale kiedy trafił za kratki, zajął się tym syn. Douga poznajemy, gdy ma już za sobą narkotykową przeszłość i nieudany związek z dziewczyną, która nie wyszła z heroinowego nałogu. Jest skupiony na robocie, ostrożny. Każdy skok to perfekcyjnie zaplanowana operacja.
Tyle że podczas jednego z napadów James Coughlin (Jeremy Renner), najlepszy kumpel Douga, traci panowanie nad sobą i bije do nieprzytomności dyrektora banku. W efekcie bandyci biorą zakładniczkę (Rebecca Hall). Wypuszczają ją zastraszoną, ale mimo to Doug postanawia później sprawdzić, czy dziewczyna nie będzie sypać. I stopniowo się zakochuje. Tymczasem jego grupę tropi agent FBI (Jon Hamm)...
„Miasto złodziei" zbudowane jest z klisz. Schemat rabusie kontra gliniarze jest równie stary jak kino. Uwznioślił go m.in. Jean Pierre Melville. W ostatnich kilkunastu latach najlepsze filmy z tego gatunku nakręcił Michael Mann, autor „Gorączki" i „Wrogów publicznych". Zgodnie z tradycją w życiu gangstera musi pojawić się nieoczekiwane uczucie, które może odmienić jego przestępczy los, o ile nie przeszkodzi mu zdeterminowany stróż prawa lub błędy z przeszłości.