Dziesięć złotych lat Jerzego Stawińskiego

- Stawiński chciał być pisarzem, ale nie bardzo miał o czym pisać - mówi Wiesław Kot, krytyk filmowy.

Aktualizacja: 12.06.2015 22:53 Publikacja: 11.06.2015 21:37

Dziesięć złotych lat Jerzego Stawińskiego

Foto: Fotorzepa/Bartosz Jankowski

"Rzeczpospolita": Dzisiaj przypada piąta rocznica śmierci słynnego scenarzysty Jerzego Stefana Stawińskiego. Kiedy pomyślał on, że mógłby pracować w branży filmowej?

Wiesław Kot:
Stawiński chciał być pisarzem, ale nie bardzo miał o czym pisać. Walczył w powstaniu warszawskim, przeszedł kanałami ze Starego Miasta do Śródmieścia, ale do połowy lat 50. nie wolno było o tym wspominać. Dorabiał jako redaktor, tłumacz i dziennikarz. Był tak biedny, że zaczął sprzedawać meble z własnego mieszkania.

Kiedy to się zmieniło?


Zaczął pisać reportaże. W tamtych czasach władza ludowa wysyłała pisarzy tam, gdzie powstawały „wielkie budowy socjalizmu". Pisarze mieli tworzyć powieści reportażowe. Tadeusz Konwicki pojechał do Nowej Huty, a Witold Zalewski opisywał traktory w PGR-ach. Dołączył do nich Stawiński i zajął się pisaniem o kolejarzach. Przedstawił losy starego maszynisty Orzechowskiego, który ginie pod parowozem. Wtedy Tadeusz Konwicki poradził mu, by zgłosił się z tym materiałem do Komisji Ocen Scenariuszy. Stawiński zaniósł opowiadanie do komisji na ulicy Puławskiej w Warszawie, gdzie kazano mu przerobić tekst tak, by miał optymistyczne zakończenie. Ale wcześniej wypłacili mu zaliczkę w wysokości 1875 złotych. To była dla niego gigantyczna suma. Na podstawie przerobionego tekstu powstał film „Człowiek na torze" w reżyserii Andrzeja Munka.

A jak powstał najsłynniejszy chyba scenariusz Stawińskiego filmu „Kanał"?

Stawiński nie rozumiał ludzi, którzy ponad niebiosa sławili Powstanie Warszawskie. Opisał to w krótkiej nowelce. Andrzej Wajda na jej podstawie nakręcił pierwszy film o powstaniu. Został on skrytykowany przez powstańców, którzy chcieli widzieć siebie dumnych na barykadach, a zobaczyli brodzących w szlamie w kanałach. Potem Andrzej Munk na podstawie opowiadania „Węgrzy" nakręcił „Eroicę", która również opowiadała o powstaniu.

Jeszcze później było równie słynne „Zezowate szczęście".

Na podstawie jego scenariusza komedię nakręcił Munk. Główną rolę zagrał Bogumił Kobiela, który stworzył postać – archetyp Polaka, który zawsze próbuje nadążyć za władzą i stara się sprostać jej życzeniom.

Czy jeszcze czymś błysnął?

Potem zaczęto go wynajmować jako rzemieślnika, np. po to, by napisał dialogi do „Krzyżaków". Jego późniejsze przygody z filmem były o kilka klas niżej od tego, co pokazał w latach 50. Błysnął jeszcze scenariuszem do „Pułkownika Kwiatkowskiego" w latach 90. Ale brylował głównie w latach 1955–1965. Bądźmy jednak sprawiedliwi – nie każdemu takich dziesięć złotych lat się zdarza. To one zapewniły mu miejsce wśród najważniejszych postaci polskiego kina. Gdyby nie Stawiński, Wajda czy Munk, o polskim kinie nikt by nie słyszał, tak jak nikt nie słyszy również dziś.

Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta