Bitwa rozegrała się na polu walki z koronawirusem. Ruch zaczepny wykonała zła legislacja. Uderzyła rozporządzeniem wprowadzającym w rejonach o zwiększonej liczbie zakażeń strefy „żółte" i „czerwone". Wśród ograniczeń dotyczących tych ostatnich umieściła zakaz działalności klubów fitness. Bezsensowny i niezrozumiały. Jak dotąd bowiem żaden, ale to żaden klub fitness w Polsce nie był ogniskiem zakażenia! W dodatku ludzie z nich korzystający dbają o kondycję i higienę. Są dla koronawirusa najtrudniejszym przeciwnikiem.
Do kontrataku przystąpił jednak zdrowy rozsądek. Jego doborowe jednostki pod flagą Polskiej Federacji Fitness we współpracy z Pracodawcami RP zbombardowały przeciwnika rzeczowymi argumentami. Legislacja tego nie wytrzymała. Tuż przed wejściem w życie rozporządzenie zmieniono. Zakaz działalności wykreślono. Zamiast niego ustalono, ile metrów kwadratowych powierzchni musi przypadać na jednego trenującego. Zdrowy rozsądek po raz pierwszy od dawna mógł w Polsce święcić triumf.
Ta „covidowa" wiktoria skłania do trzech wniosków. Pierwszy optymistyczny. Kluby fitness dochodzące do siebie po lockdownie uniknęły zagłady. Te, które znalazłyby się w strefach czerwonych, nie przetrwałyby już ponownego zamknięcia. Drugi mieszany. Budzi zadowolenie, ale i gorycz. Branża fitness błyskawicznie zareagowała. Przekonała decydentów swoją wiedzą. Zamieszanie i stres były jednak do uniknięcia. Wystarczyłoby, żeby od początku prac nad nowymi przepisami konsultowano się z kompetentnymi ekspertami. Stracona okazja, żeby coś od razu zrobić dobrze.
Trzeci pesymistyczny. Kluczowe dla gospodarki i zdrowia obywateli przepisy są przygotowywane bez wyobraźni. Czy ktoś pomyślał np. o konsekwencjach finansowych dla firm z „czerwonych" stref? Mają po prostu zamknąć się i zbankrutować? Mam także wrażenie, że autorzy przepisów są na bakier z logiką. Weźmy choćby wesela. Są ogniskami zakażeń, a w „czerwonych" strefach można je organizować. Czyżby wujek panny młodej, tańcząc w takt „jedzie pociąg z daleka", stawał się dla koronawirusa nietykalny? Jeśli nie, to z jakiego powodu chciano zamykać kluby fitness, a nie wesela?
Łańcuch jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo. W walce z pandemią jedne ogniwa są ze stali, a inne z plasteliny. Dlatego potrzebne jest jak najszybsze wypracowanie spójnych procedur i zasad. Opartych na wszechstronnej wiedzy i zdrowym rozsądku. Żeby nie było takich przypadków jak na Śląsku. Tam granica między „zdrowym" a „czerwonym" powiatem biegnie... przez ulicę. Po jednej jej stronie można chodzić na mecze i imprezy kulturalne, a po drugiej nic z tego. I jeszcze trzeba nosić na dworze maseczkę pod groźbą mandatu. Wątpię, żeby koronawirus był mniej groźny w zależności od tego, po której stronie przejścia dla pieszych się znajduje.