Pogarsza się kondycja światowej gospodarki, w tym polskiej, a to w istotny sposób zmienia warunki inwestowania. Czasy, gdy wystarczyło kupić akcje, by pomnożyć oszczędności, minęły. Teraz, żeby zarobić, trzeba porządnie przejrzeć ofertę rynkową, starannie wybrać formy lokat i poskromić emocje.
Styczniowe załamanie na giełdzie uświadomiło wielu mniej doświadczonym inwestorom, że wbrew temu, co widzieli i słyszeli w reklamach towarzystw funduszy inwestycyjnych czy od doradców finansowych, na giełdzie nie zawsze się zarabia. Dla wielu z tych, którzy pod wpływem emocji wycofali pieniądze tracąc w krótkim czasie znaczną część kapitału, przygoda z akcjami być może skończyła się już na zawsze.
Według szacunków w styczniu z giełdy wyparowało przeszło 10 mld zł. Część tych środków kiedyś wróci na parkiet. Na razie jednak nie widać, by ci, którzy na giełdzie pozostali, chcieli kupować przecenione akcje, choć kursy papierów wielu firm są dużo niższe niż po wakacyjnej korekcie z lipca i sierpnia 2007 roku.
W styczniu w skrajnych przypadkach na inwestycjach w fundusze akcyjne można było stracić niemal wszystko, co zarobiliśmy przez prawie dwa lata. W pierwszym miesiącu roku wartość jednostek najbardziej agresywnych funduszy zmalała średnio o 13 proc. Po tym jednym miesiącu dwuletnie zyski z funduszy DWS Akcji czy Pioneer Akcji spadły poniżej dochodowości lokaty bankowej.
Trudna sytuacja na rynku pozwala też na porównanie skuteczności zarządzających. Nawet w takich warunkach niektórzy z nich potrafili zarobić przez dwa lata 40 – 50 proc. Różnice w wynikach funduszy są kolosalne i sytuacja taka utrzymuje się od wielu lat. Mimo to nie widać, by klienci przenosili pieniądze z jednej instytucji do innej, choć powinni to robić, zwłaszcza jeśli fundusz od dawna notuje słabsze wyniki niż konkurenci.