Skarby znalezione na śmietnikach

Rozmowa z Tomaszem Marszewskim, warszawskim antykwariuszem

Publikacja: 02.10.2008 03:10

Tomasz Marszewski

Tomasz Marszewski

Foto: Rzeczpospolita, Raf Rafał Guz

Rz: Jest pan kolejnym antykwariuszem, który potwierdza, że rodacy wyrzucają na śmietniki dobra kultury narodowej o wartości historycznej, patriotycznej i materialnej. Czym wytłumaczyć to niepokojące zjawisko?

Tomasz Marszewski: Zaskakuje mnie to niezmiennie od lat. Nie potrafię się z tym pogodzić ani do tego przyzwyczaić. Ostatnio ze śmietnika trafiły do mnie rzadkie druki konspiracyjne z okresu stanu wojennego, a także pierwodruki naszych największych poetów z czasów okupacji niemieckiej. Podobne przykłady mogę niestety mnożyć. Wyrzucanie dóbr kultury narodowej na śmietniki wynika na pewno z braku edukacji szkolnej, prasowej, telewizyjnej. Ktoś, kto wyrzuca takie przedmioty na śmietnik, nie wyniósł z domu rodzinnego zamiłowania do kultury.

Nie wyniósł z domu zamiłowania do pieniędzy.

Przez lata trafiały do mnie zwłaszcza zabytkowe fotografie zniszczone tym, że ktoś wyrzucił je na śmietnik i tam zamokły. Od lat kolekcjonerzy gotowi są płacić wysokie sumy, ale tylko za przedmioty w idealnym stanie. Jeśli książka, rękopis, grafika lub fotografia są uszkodzone, to istotnie tracą wartość materialną.

Kiedy odwiedzam pana antykwariat, mimo woli obserwuję, jak właściciele oferują do sprzedaży książki cenne i rzadkie, porządnie wydane po wojnie. Niestety książki te często wyglądają tak, jakby je pies przeżuł.

Większość ludzi chyba nie rozumie, że książka może być rodzajem materialnego zabezpieczenia, bo w trudnych sytuacjach bytowych można ją sprzedać. Ale można ją sprzedać tylko pod warunkiem, że jest w dobrym stanie. Mam teraz np. pierwsze wydanie „Starej baśni” Kraszewskiego z ilustracjami Andriollego. Jest to egzemplarz, powiedzmy, z wyraźnymi śladami ciężkich przeżyć, dlatego kosztuje tylko 300 zł. Gdyby książka była w dobrym stanie, miałaby cenę ok. 1,5 – 2 tys. zł.

Faktycznie po wojnie pięknie wydano wiele książek, które coraz częściej trafiają na aukcje. W czasach PRL byli świetni ilustratorzy, np. Henryk Tomaszewski, Daniel Mróz. Te piękne edycje właściciele przynoszą do mnie w stanie bardzo różnym.

Od 1990 roku prowadzi pan antykwariat książkowy w Warszawie przy ul. Żelaznej. Mówi się, że to robotnicza Wola, żadnych tradycji inteligenckich, a pana stałymi klientami są najwięksi kolekcjonerzy.

Dr Tomasz Niewodniczański kupował u mnie przede wszystkim książki z autografami lub dedykacjami znanych autorów dla różnych postaci historycznych. Kupił np. książkę z dedykacją napisaną przez Stanisława Wyspiańskiego. Jego najbardziej spektakularny zakup to „Księga gości” z pałacu Potockich w Krzeszowicach, gdzie były wpisy m.in. Hermana Goeringa, marszałka Petaina, słynnych dyplomatów i oczywiście polskiej arystokracji. Moim klientem jest Marek Potocki. Często kupuje Waldemar Łysiak. W książki z dziedziny filozofii zaopatrywał się Janusz Palikot. Z wieloma poważnymi bibliofilami jestem w stałym kontakcie telefonicznym. O ciekawych pozycjach z czasów konspiracji 1939 – 1945 zawiadamiam Władysława Bartoszewskiego. Prawnicy polują na zabytkowe książki prawnicze, zapewne do wystroju gabinetów. Zaopatrywał się u mnie nieżyjący już bibliofil Juliusz Wiktor Gomulicki.

Stałym pana klientem jest Biblioteka Narodowa.

Z każdej aukcji kupuje 100 –150 pozycji. Są to najczęściej druki ulotne. Z ostatniej aukcji kupiła duży zbiór okupacyjnej prasy konspiracyjnej, w tym z powstania warszawskiego. Na najbliższej aukcji, która odbędzie się w połowie listopada, trafi pod młotek sporo konspiracyjnej prasy, ulotek, broszur z lat 1939 – 1945. Będzie tam też album kilkudziesięciu fotografii z powstania styczniowego. Są tam postacie, których trudno nie rozpoznać, jak np. ks. Brzózka. Najciekawsze są stroje z epoki i broń powstańców!

Ile kosztują unikatowe druki konspiracyjne z powstania warszawskiego?

Ceny wywoławcze wynoszą ok. 40 – 60 zł, może to być powstańcza gazeta lub ulotka, które zachowała się w jednym egzemplarzu. Często Biblioteka Narodowa kupuje to po cenie wywoławczej.

Nikt nie bije się o pamiątki narodowe?!

Tłumy walą do Muzeum Powstania, ale wśród kolekcjonerów obserwuję coraz mniejsze zainteresowanie szeroko rozumianą tematyką patriotyczną. W czasach PRL była poszukiwana, może dlatego, że wtedy był to owoc zakazany.

Na aukcjach innych firm stosunkowo młodzi ludzie płacą za białe kruki po 100 tys. zł lub więcej.

Coraz częściej bogaci klienci traktują zabytkowe książki tylko jako lokatę lub prestiżową dekorację gabinetu w rezydencji lub apartamencie. Oferowane przeze mnie ulotki wyglądają nieefektownie...

Ze swoją ofertą wszedł pan w rynkową niszę. Oferuje pan to, co inne antykwariaty lekceważyły i lekceważą, różne jak to się mówi szpargały. Pan jako jeden z pierwszych zaczął handlować np. starą fotografią i zabytkowymi drukami firmowymi.

Na początku lat 90. kupiłem dużą ilość lwowskich druków firmowych. Większość pochodziła z XIX wieku, najpóźniejsze z czasów I wojny światowej, było tam sporo judaiców. Były bardzo ciekawie rozwiązane pod względem graficznym. Niewykluczone, że projektowali je artyści o znanych nazwiskach, ale nie było i nie ma dostępnych opracowań na ten temat. Muzea nie zainteresowały się tymi drukami. Przez lata rozkupili je prywatni bibliofile. Niektórzy po raz pierwszy zwrócili uwagę na tego typu zabytki.

Parę lat temu można było kupić u pana za 20 zł „Scenariusze” Kieślowskiego z dedykacją autora dla znanej osoby. Co teraz mogę kupić z półki?

Zawsze warto szukać okazji... Na pewno nie jest to drogi antykwariat. Czy ktoś kupuje książkę za 10 złotych czy za 10 tysięcy jest traktowany z taką samą atencją. Mam ok. 30 reprintów, np. poszukiwany herbarz Bonieckiego, który kosztuje 2,5 tys., gdy oryginał miałby cenę co najmniej 6 tys. zł. Zawsze od ręki sprzedaje się Izabeli Czartoryskiej „Sztuka zakładania ogrodów”. Mam reprint encyklopedii Orgelbranda w 28 tomach (2,5 tys. zł). Mam w tej chwili książkę z dedykacją Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego, który przyczynił się do tłumienia społecznych buntów w 1976 roku. Są ciekawe pozycje z dziedziny krajoznawstwa polskiego, a tematyka ta cieszy się wielkim powodzeniem.

Jest pan członkiem Towarzystwa Bibliofilów Polskich, co to panu daje?

Spotykam tam ludzi, którzy kolekcjonerstwo traktują z pasją. Wiele się od nich uczę. Kolekcjonerzy to nierzadko wybitni badacze dziedziny, która ich interesuje. Często mają wiedzę większą niż naukowcy z branży. Niestety wiedza kolekcjonerów rzadko jest wykorzystywana, publikowana. Czytamy w prasie, że muzea dokonują nietrafionych zakupów. Gdyby muzea korzystały z głębokiej wiedzy kolekcjonerów, nie byłoby wielu afer. Z niepokojem myślę, że średnia wieku w towarzystwie jest między 60 a 70 lat. Nie ma zbyt dużego dopływu świeżej krwi.

Rozmawiamy w Bibliotece Narodowej na wystawie, którą warto polecić kolekcjonerom.

Przedstawiono tu z krajowych muzeów i zbiorów prywatnych resztki kolekcji Tarnowskich z Dzikowa.

Jako antykwariusz przeżywa pan przygody wynikające z naszej skomplikowanej historii. Osiem lat temu opisywaliśmy dokument z pana oferty, o który upomniała się rodzina znanych przemysłowców z USA.

Coraz częściej bogaci klienci traktują zabytkowe książki tylko jako lokatę lub prestiżową dekorację gabinetu w rezydencji albo apartamencie

Sprzedałem również dokumenty prawne, z których wynikało, jakie dzieła sztuki Braniccy sprzedawali w okresie międzywojennym. O te dokumenty stoczyła bój rodzina Branickich i Muzeum w Wilanowie. Braniccy wygrali, ale dla muzeum sporządziłem ksero. Osoba, która mi je sprzedała, przypadkowo nabyła je na jarmarku perskim na Kole. Niestety proweniencja większości obiektów w handlu antykwarycznym, z powodu kataklizmów historycznych, jest nieznana.

Rz: Jest pan kolejnym antykwariuszem, który potwierdza, że rodacy wyrzucają na śmietniki dobra kultury narodowej o wartości historycznej, patriotycznej i materialnej. Czym wytłumaczyć to niepokojące zjawisko?

Tomasz Marszewski: Zaskakuje mnie to niezmiennie od lat. Nie potrafię się z tym pogodzić ani do tego przyzwyczaić. Ostatnio ze śmietnika trafiły do mnie rzadkie druki konspiracyjne z okresu stanu wojennego, a także pierwodruki naszych największych poetów z czasów okupacji niemieckiej. Podobne przykłady mogę niestety mnożyć. Wyrzucanie dóbr kultury narodowej na śmietniki wynika na pewno z braku edukacji szkolnej, prasowej, telewizyjnej. Ktoś, kto wyrzuca takie przedmioty na śmietnik, nie wyniósł z domu rodzinnego zamiłowania do kultury.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy