Polacy zgromadzili na lokatach bankowych łącznie około 300 mld zł z ponad 670 mld zł całkowitej kwoty swoich oszczędności (uwzględniając OFE) – wynika z danych Analiz Online. Tymczasem fundusze inwestycyjne w okresie swojej największej świetności nie dysponowały nawet połową kwoty ulokowanej w depozytach. Bessa giełdowa, kryzys finansowy, podwyżki stóp procentowych, masowa ucieczka od inwestycji obarczonych ryzykiem, a do tego skuteczna reklama banków – to wszystko sprawiło, że dysproporcja między lokatami a innymi rodzajami lokowania pieniędzy jest gigantyczna.
Trudno tu jednak mówić o prawdziwym inwestowaniu. – Lokaty to idealna odpowiedź na obecne, niespokojne czasy. Wiadomo z góry, o ile powiększy się nasze konto. Trzymanie pieniędzy na lokacie jest o wiele bardziej efektywne, niż ich ukrywanie w domowych zakamarkach. Oprocentowanie, choć niskie, chroni nasze pieniądze przed skutkami inflacji i pozwala uniknąć nadmiernego ryzyka inwestycyjnego. Taki właśnie jest główny sens posiadania pieniędzy na lokatach bankowych. Chodzi przede wszystkim o ochronę kapitału – wyjaśnia Marek Knitter, analityk portalu finansowego Money.pl.
[srodtytul]Reklamowa batalia[/srodtytul]
W tym roku banki przypuściły istny reklamowy szturm na klientów szukających spokojnej przystani dla swoich pieniędzy. Na początku bieżącego roku zaskakujące dla konkurencji uderzenie wykonał bank PKO BP. Oferta MaxLokata na 6% w obliczu styczniowego załamania na giełdzie okazała się hitem. Tylko w cztery tygodnie zebrano 7,5 mld zł, a zainteresowanie nią było tak duże, że okres subskrypcji skrócono o trzy tygodnie. Do licytacji szybko przystąpiły kolejne banki, zwłaszcza że Rada Polityki Pieniężnej podnosiła poziom stóp procentowych w reakcji na nasilenie presji inflacyjnej. Banki nie dały wytchnienia klientom nawet w wakacje. W tym czasie na manewr wyprzedzający zdecydował się ING Bank Śląski. Krótkoterminowa lokata na 8% z twarzą Marka Kondrata rozchodziła się jak ciepłe bułeczki. Walka konkurencyjna na depozyty doprowadziła do dwucyfrowych ofert. Oprocentowanie rzędu 10% oferuje chociażby PKO BP czy Nordea, a „dynamicznymi” 13–15% kusiły w tym roku Polbank czy Getin.
Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach i reklamowe procenty nie zawsze równają się naszym faktycznym zyskom. Niemniej jednak kulminacja starcia o pieniądze klientów wciąż przed nami. Banki systematycznie potrzebują dopływu świeżej gotówki, zwłaszcza że przez kryzys finansowy unikają pożyczania jej sobie wzajemnie. Na rynek wchodzą też nowi gracze: Alior Bank i Allianz Bank. – Po ujawnieniu ich oferty zobaczymy, jak odpowiedzą na nią inne banki. Czekamy także na nową, poprawioną ofertę depozytów Pekao SA. To przecież czołowy bank w Polsce i lifting jego produktów będzie musiał się spotkać z reakcją pozostałych instytucji – zapowiada Andrzej Powierża, doradca inwestycyjny DM Banku Hand-lowego.