Oby taki rok już się nie powtórzył

Inwestycyjne porażki, upadek autorytetów i wizji samoregulacji rynków. W historii 2008 r. zostanie pewnie zapisany jako ostrzeżenie przed zbytnim ryzykiem i finezją finansową, której koszty są nie do policzenia

Publikacja: 31.12.2008 06:30

Upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers spowodował, że inwestorzy zaczęli się bać o stabilność s

Upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers spowodował, że inwestorzy zaczęli się bać o stabilność systemu finansowego na świecie

Foto: AP

[srodtytul]1: Finansowe trzęsienie ziemi[/srodtytul]

Upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers dał początek finansowemu i gospodarczemu trzęsieniu ziemi w świecie finansów. Trudno było w to uwierzyć, chociaż przez weekend 13 i 14 września docierały informacje o kłopotach jednego z wielkich banków amerykańskich. Wprawdzie wcześniej padły Fannie Mae i Freddie Mac, ale to jeszcze nie zapowiadało takiej zapaści. Praktycznie nie było już ekonomisty, który byłby w stanie powiedzieć, jaki bank ze światowej czołówki przetrwa ten kryzys. Wiadomo było jedno: że to koniec ery bankowości inwestycyjnej, bo na tym polu światowe ikony finansów poniosły największą porażkę. I jeszcze jedno: że po upadku Lehman Brothers rząd amerykański nie pozwoli na upadek jakiejkolwiek instytucji finansowej w tym kraju. W najgorszym razie mogłaby ją przejąć konkurencja, najchętniej z własnego podwórka. To dlatego podatnicy musieli się złożyć na wart 700 mld dol. pakiet pomocowy, który wymyślił i skonstruował sekretarz skarbu Henry Paulson. A JP Morgan Chase przejął Bear Stearnsa i Washington Mutual, Bank of America – Merrill Lynch, Wells Fargo – Wachovię, a TD Bank Financial Commerce Bank. I to jeszcze nie koniec. W każdym razie 2008 rok będzie rekordowy pod względem fuzji w amerykańskiej bankowości.

[srodtytul]2: Niespodziewany interwencjonizm państwowy [/srodtytul]

Poszczególne kraje zdecydowały się na wspieranie swoich banków, instytucji finansowych i przedsiębiorstw w kwocie ponad 2 bln dol. USA. Programy stymulujące gospodarki stworzono nie tylko w USA i w Europie, mają je też Chiny, Japonia, Rosja i Brazylia.

[srodtytul]3: Surowcowa hossa i bessa[/srodtytul]

Nadmiar gotówki na rynkach, rekordowo szybki rozwój gospodarki światowej, ale przede wszystkim Indii i Chin, które porwały się na gigantyczne inwestycje infrastrukturalne, spowodowały niespotykany dotychczas wzrost cen na rynkach surowcowych w pierwszej połowie 2008 roku. Inwestorzy kupowali obojętne co, byleby to były surowce. Kogo nie stać było na ropę naftową, kupował metale. Jeśli metale były zbyt drogie, kupowano zboża, a nawet bawełnę i mleko w proszku. Mnożyły się oskarżenia, kto jest winien kryzysu na rynkach surowcowych, i wymieniano: Chińczyków, bo zużywają wszystkiego zbyt wiele, Brazylijczyków, bo używają trzciny cukrowej do produkcji etanolu, Amerykanów, bo nie są w stanie się opamiętać i ograniczyć popytu na paliwa, i wreszcie spekulantów, bo grają sobie na wybranych rynkach, a ludzie na świecie głodują, nie stać ich na jedzenie i transport, nie mówiąc już o nadchodzącej klęsce w budownictwie, bo stal i miedź drożały jak szalone. W efekcie ceny wzrosły do takiego poziomu, że pojawiła się bariera podażowa. Coraz mniej było chętnych do kupowania ropy naftowej po cenach przewyższających 140 dol. za baryłkę, miedzi kosztującej powyżej 10 tys. dol. za tonę, złota powyżej 1000 dol. za uncję, niklu i cyny, za które trzeba byłoby płacić więcej niż 20 tys. dol.Ta bańka spekulacyjna, tak jak wszystkie inne, pękła – pod koniec grudnia ropa kosztowała 39 dol. za baryłkę. Surowcowa hossa przyniosła również zwiększone ambicje polityczne producentów surowców, przede wszystkim Wenezueli i Rosji, które jednak szybko osłabły wraz ze spadkiem cen. Pierwszy impuls do obniżenia cen pojawił się w lipcu 2008 roku, kolejny po upadku Lehman Brothers 15 września, kiedy na tym rynku rozpoczęła się prawdziwa jatka. To dlatego OPEC postanowił interweniować, obcinając produkcję ropy o 4,2 mln baryłek dziennie. Na razie i to posunięcie nie przyniosło efektów. Gospodarka w recesji potrzebuje znacznie mniej surowców niż taka, która jest napędzana, i to obojętne, czy ten wzrost nie jest sztuczny.

[srodtytul]4: Pastwo Bankrut: Islandia[/srodtytul]

To był scenariusz znany wyłącznie z podręczników ekonomii. Najpierw ponad dziesięć lat życia na kredyt, a potem ogłoszenie niewypłacalności, bo państwo, firmy i obywatele prywatni nie byli w stanie nie tylko spłacić, ale i odsłużyć swojego zadłużenia. W tej sytuacji rząd islandzki zdecydował się na zamknięcie trzech miejscowych banków, które porwały się na zagraniczną ekspansję znacznie powyżej swoich możliwości, i giełdy papierów wartościowych. To z kolei doprowadziło do wstrzymania handlu narodową walutą – koroną, która podczas kryzysu straciła 50 proc. wartości nawet po najbardziej lichwiarskich cenach. Państwo zaczęło też się rozglądać za pomocą zagraniczną, pytając niemal: kto nas kupi? Chętnych nie było wielu. Rosjanie enigmatycznie obiecali wsparcie w wysokości 5,5 mld dol., a premier i minister finansów polecieli do Waszyngtonu prosić o pomoc Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który ostatecznie przyszedł z finansowym wsparciem w wysokości 2,1 mld dol. Efektem islandzkiego kryzysu może być ostatecznie przystąpienie tego kraju do Unii Europejskiej.

[srodtytul]5: Upadek mitu niezależności[/srodtytul]

Rok 2008 zachwiał też mitem niezależności gospodarczej najszybciej rozwijających się państw od kondycji gospodarczej w USA i najbardziej uprzemysłowionych krajach świata. Jeszcze jesienią polscy ekonomiści uspokajali, że czeka nas najwyżej spowolnienie, a skutki recesji europejskiej nie będą duże. Ostatecznie rząd polski przygotował program pomocowy, którego wartość szacuje się na ok. 91 mld zł, czyli ok. 7 proc. PKB. Tak zmiennego roku pod względem prognoz makroekonomicznych dla Polski jeszcze nie było. Zaczęło się od huraoptymistycznych oczekiwań z początku roku, kiedy to przekonywano, że wzrost gospodarczy w 2008 i następnym roku będzie oscylować wokół 5 – 6 proc. PKB, skończyło się zaś na hiperpesymistycznych, mówiących o silnym spowolnieniu, a nawet stagnacji. Najbardziej pesymistyczna pozostaje na razie prognoza Danske Bank mówiąca o spadku rzędu 0,5 proc., ekonomiści są jednak przekonani, że lada moment zaczną się pojawiać ujemne szacunki. Spirala pesymistycznych prognoz nakręca się w miarę pojawiania się coraz słabszych danych z rynku. Spada dynamika produkcji przemysłowej, słabnie konsumpcja – dotąd główna siła napędowa polskiego PKB. Realiści starają się jednak stopować zapędy czarnowidzących przyszłość ekonomistów. Polacy kupowali przed świętami, kupują po świętach, a od stycznia będą mieli więcej pieniędzy w kieszeniach dzięki obniżeniu stawek PIT, które także wydadzą na dobra konsumpcyjne, może więc wcale nasza gospodarka aż tak bardzo nie zwolni? A rządowe prognozy wzrostu gospodarczego spadły z 5,5 do 3,7 proc. w programie konwergencji, jaki rząd przyjął we wtorek. Ekonomiści są większymi pesymistami. Z ankiety „Rz” wynika, że gospodarka w 2009 r. rozwijać się będzie w tempie 2 – 2,2 proc.

[srodtytul]6: Giełdy ostro w dół[/srodtytul]

Ceny akcji na warszawskiej GPW spadły przeciętnie o połowę. Ale i tak nasz parkiet stracił mniej niż giełdy w Islandii (94 proc.), w Bułgarii (80 proc.), na Ukrainie czy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na Litwie czy w Serbii (ponad 70 proc.). Spadki w USA przeciętnie wyniosły ok. 36 proc., a u naszych zachodnich sąsiadów – 41 proc. Niewiele stracili Słowacy – 19 proc., a na plusie są akcje w.. Tunezji.

W 2008 roku do 374 wzrosła na GPW liczba notowanych firm. Mieliśmy też najgorszy w historii warszawskiego parkietu debiut. Akcje spółki IZNS, która z giełdy pozyskała rekordowo niską kwotę (135 tys. zł), w pierwszym dniu notowań straciły na wartości 74,1 proc. Warto dodać, że był to też najdroższy w historii debiut. Za status giełdowej spółki IZNS zapłaciły 445 tys. zł (takie były koszty emisji). Pierwszy pełny rok działalności ma za sobą alternatywny rynek NewConnect. Pojawiło się na nim 60 spółek, które uzyskały od inwestorów ponad 176 mln zł. Niestety, kryzys dotarł również tu. Przez rok ceny spadły średnio o 73 proc.

[srodtytul]7: Fundusze emerytalne na minusie[/srodtytul]

Zarządzający funduszami emerytalnymi w Polsce będą zapewne długo pamiętali 2008 rok. Będzie to bowiem pierwszy rok w historii ich działalności, który zakończą na minusie. Poza tym to rok rekordów, jeśli chodzi o miesięczny spadek wartości jednostek rozrachunkowych, na które przeliczane są wpłacane składki. W październiku miesięczna stopa zwrotu OFE wyniosła aż -7,6 proc. Wcześniejsze dwa rekordy największego spadku wartości jednostek w ciągu miesiąca przypadły na styczeń i czerwiec 2008 roku. Było to odpowiednio -4,34 proc. oraz -4,05 proc. Jeszcze wcześniejsze rekordy pochodzą z listopada 2007 r. (-3,99 proc.) i lutego 2001 r. (-3,5 proc.).

[srodtytul]8: Huśtawka stóp procentowych [/srodtytul]

Jeszcze rok temu wydawało się, że głównym zagrożeniem dla światowej gospodarki będzie inflacja – za sprawą szybko rosnących cen żywności i paliw. Stopy procentowe na całym świecie rosły. Jeszcze w lipcu 2008 Europejski Bank Centralny podniósł stopy procentowe o 0,25 pkt proc., do 4,25 proc. Jednak kryzys, który z Ameryki rozlał się na świat, kwestię cen usunął w cień. Dla poszczególnych rządów i banków centralnych nie inflacja, lecz pobudzenie gospodarki stawało się podstawowym celem. Siedem najważniejszych banków centralnych świata zdecydowało się na skoordynowaną obniżkę stóp procentowych – stało się to 8 października i rozpoczęło batalię z ogarniającą świat recesją. W efekcie stopy w USA, Japonii i Szwajcarii zbliżyły się do zera. Od końca grudnia 2007 roku główna stopa w USA spadła o 4 pkt proc., do poziomu 0,25, w strefie euro o 1,5 pkt proc., do 2,5 proc. Bank Anglii obniżył główną stopę o 3,5 pkt proc., do 2 proc., Szwajcarii o 2,25 pkt proc., do 0,5 proc. Natomiast Bank Japonii obniżył główną stopę o 0,4 pkt proc., do 0,1 proc. Ale nie wszyscy obniżali stopy z powodu kryzysu – Islandia, Węgry i Dania podnosiły oprocentowanie, próbując powstrzymać osłabianie się narodowych walut. Na niewiele się to zdało, bo zarówno Dania, jak i Węgry tną ostro stopy. Także w Polsce stopy procentowe najpierw rosły (cztery podwyżki w pierwszym półroczu), by jesienią zacząć szybko spadać – w grudniu stopy procentowe spadły aż o 0,75 pkt proc. i sięgnęły poziomu z początku roku. A w 2009 roku będą spadać dalej, prawdopodobnie do poniżej 4 proc., czyli do poziomu najniższego w historii. Zdaniem wielu ekonomistów także w Wielkiej Brytanii i strefie euro stopy będą w 2009 zmierzać do zera.

[srodtytul]9: Przyjęcie Słowacji do strefy euro[/srodtytul]

Na początku lipca zapadła ostateczna decyzja u naszych południowych sąsiadów – euro od 1 stycznia 2009 roku będzie walutą na Słowacji. To bardzo ważne wydarzenie, bo pierwszy sąsiad Polski z regionu Europy Środkowej przystępuje do eurolandu. Słowacja wykorzystała szansę, bo wchodziła w korzystnym okresie – uważają ekonomiści. Tamtejsza gospodarka rozwijała się bardzo szybko, słowacka korona się umacniała, co sprawiło, że pobyt w ERM2 nie był problematyczny, a ostateczne rozstrzygnięcie zapadło kilka miesięcy przed eskalacją kryzysu. Wszystkie kraje regionu, a szczególnie Polska, Czechy i Węgry, będą uważnie się przyglądać doświadczeniom Słowacji. Pojawiają się głosy, że akcesja do strefy euro nie wyjdzie na dobre naszemu sąsiadowi z powodu załamania w branży motoryzacyjnej. A ta gałąź słowackiej gospodarki stanowi prawie 20 proc. tamtejszego PKB.

[srodtytul]10: Polska droga do euro[/srodtytul]

Premier Donald Tusk ogłosił na inauguracji Forum Ekonomicznego w Krynicy, że rząd zamierza zamienić naszą narodową walutę na unijne euro w ciągu najbliższych czterech lat. W połowie 2009 roku nasz kraj ma wejść do strefy przygotowawczej ERM2, a do unii walutowej 1 stycznia 2012. Niemal natychmiast deklaracja premiera spotkała się z krytyką opozycji i prezydenta oraz żądaniem określenia szczegółowych działań rządu przez bank centralny i ekonomistów. Pesymiści komentowali, że deklaracja Tuska nie została przemyślana, nie stoją za nią żadne konkretne plany działań, a co najgorsze – data 2012 jest nierealna, bo do tego czasu rząd nie zdoła zmienić zapisów konstytucji z powodu sprzeciwu opozycji i prezydenta. Bez tego zaś wymiana złotego na euro jest niemożliwa. Donald Tusk jednak nie ugiął się pod głosami krytyki. Doprowadził do spotkania z szefem NBP, kilkakrotnie próbował przekonywać do swego planu szefów największych partii politycznych i powołał pełnomocnika ds. wprowadzenia w Polsce euro. Rząd przygotował i przyjął mapę wprowadzenia euro. Niestety, mimo ciągłych zapewnień, że data 2012 jest realnym momentem wejścia Polski do unii walutowej, coraz mniej osób tak naprawdę wierzy, że rządowi uda się osiągnąć ten cel.

[srodtytul]11: Trudniej o kredyt w banku[/srodtytul]

W 2008 roku banki radykalnie podniosły marże (składnik oprocentowania) kredytów hipotecznych, najbardziej dla popularnych do niedawna pożyczek we frankach szwajcarskich. Jeszcze kilka miesięcy temu średnia marża przy kredycie w CHF oscylowała wokół poziomu 1,3 proc., obecnie przekracza 3 proc., a w niektórych bankach sięga 6 proc. Wzrosły także marże dla kredytów złotowych, choć nie tak znacząco jak w przypadku walut obcych. Dla pożyczek w rodzimej walucie banki podniosły je z poziomu około 1 proc. do niemal 2 proc. Analitycy uważają, że nie ma szans na to, by powróciły do poprzednich poziomów. Dodatkowo banki drastycznie zaostrzyły kryteria oceny zdolności kredytowej, np. wymagania dotyczące wysokości osiąganych dochodów. W przypadku kredytów w walutach obcych niemal wszystkie wymagają posiadania wkładu własnego (min. 20 – 35 proc.), a część w ogóle zrezygnowała z pożyczania we frankach szwajcarskich. Zmiany dotyczą nowych kredytów, warunki już spłacanych, np. wysokość marż, pozostają takie jak w umowach kredytowych. Banki działające w Polsce zarobiły w trzecim kwartale 2008 roku 4 mld 19 mln zł, a od początku roku do końca września – 12,65 mld zł. Wyniki za trzy kwartały to rekord – w 2007, również rekordowym, roku banki w tym czasie zyskały o 2 mld zł mniej. Nie jest tajemnicą, że banki ograniczyły w ostatnich miesiącach liczbę udzielanych kredytów, szczególnie mieszkaniowych. Mimo to ich zysk za cały 2008 r. też ma być najwyższy w historii.

[srodtytul]12: Najwyższe płace, najmniejsze bezrobocie[/srodtytul]

To był rekordowy rok dla wzrostu wynagrodzenia – przeciętne płace podniosły się o 10 proc. W listopadzie przeciętna płaca w przedsiębiorstwach wynosiła ponad 3,320 tys. zł brutto i było to o 12 proc. więcej niż rok wcześniej. W październiku bezrobocie spadło do wartości najniższej w tej dekadzie – w urzędach pracy zarejestrowanych było 8,9 proc. dorosłych Polaków, nieco ponad 1,3 mln osób.

[srodtytul]13: Prawie milion samochodów[/srodtytul]

Wysokie podwyżki napędzały rynek wewnętrzny i konsumpcję. Chociaż tak oczekiwanego miliona sztuk wyprodukowanych w Polsce samochodów osobowych i dostawczych najprawdopodobniej nie udało się w 2008 roku osiągnąć, to rekord mamy już zapewniony. Po 11 miesiącach czterej działający u nas wytwórcy wyprodukowali łącznie ponad 935,9 tys. pojazdów. Gdyby nie wymuszone kryzysem na zachodnioeuropejskich rynkach przestoje w fabrykach (na eksport trafia ponad 97 proc. produkcji), byłby wspomniany milion. W całym 2007 r., do tej pory rekordowym w historii polskiej motoryzacji, produkcja sięgnęła ok. 870 tys. aut osobowych i dostawczych. Wszystko wskazuje na to, że Polska wyprzedzi w 2008 roku Czechy i po kilku latach powróci na fotel lidera w produkcji samochodów w regionie. Także po 11 miesiącach sprowadzono do Polski ponad 1,03 mln używanych aut. W grudniu liczba ta powiększy się o kolejne kilkadziesiąt tysięcy sztuk. Ale nawet licząc do listopada, już padł historyczny rekord. Do tej pory największy roczny import odnotowaliśmy w 2007 r. – niecałe 994,6 tys. sztuk. Pocieszające jest to, że w 2008 roku sprowadzano nieco młodsze pojazdy. Egzemplarze dziesięcioletnie i starsze stanowiły 42,4 proc. (rok temu połowę). Z drugiej strony grupa egzemplarzy do czterech lat powiększyła się z 10 proc. na koniec 2007 r. do 13,3 proc. po 11 miesiącach tego roku. Z tytułu indywidualnego importu odprowadzono w tym roku ponad 1,3 mld zł podatku akcyzowego.

[srodtytul]14: Rekordowe ceny nowych mieszkań[/srodtytul]

Rok 2008 w większości największych polskich aglomeracji przyniósł rekordy cenowe nowych mieszkań. Z danych firmy redNet Consulting wynika, że wiosną średnie ceny wywoławcze 1 mkw. w Warszawie sięgnęły 9,3 tys. zł, we Wrocławiu ponad 9 tys. zł, a w Krakowie ponad 8,7 tys. zł. Według analiz firmy Emmerson Evaluation najwyższą cenę 1 mkw., aż 34,4 tys. zł, osiągnął w 2008 roku lokal mieszkalny na warszawskim Żoliborzu. Co ciekawe, transakcja odbyła się 14 stycznia, więc rekord utrzymał się cały rok. Potem jednak przyszło załamanie na rynku, i choć deweloperzy długo się bronili przed obniżkami, teraz ceny są już poniżej szczytowych poziomów. Zwłaszcza gdy spojrzymy na ceny transakcyjne. A te w listopadzie w Warszawie spadły już do 8,5 tys. zł, we Wrocławiu do 7,5 tys., a w Krakowie – do niecałych 7,4 tys. Deweloperzy, którym udało się przetrwać kryzys i nie zbankrutować, postanowili kusić promocjami. Rosły one już od pierwszego kwartału 2008 roku. Na początku pojawiły się darmowe tarasy, miejsca postojowe w garażach podziemnych i komórki lokatorskie. Hitem okazały się jednak powakacyjne darmowe pokoje. Taką ofertę przygotowała m.in. firma Comfortime, która „gratisowy pokój” dawała przy zakupie trzy- i czteropokojowych lokali w szczecińskiej inwestycji Cztery Ogrody.

[srodtytul]15: Ucieczka z funduszy [/srodtytul]

Inwestycyjnych Aktywa TFI obniżyły się o 62 mld zł, osiągając wartość 71,5 mld zł. Od szczytu, który miał miejsce w październiku 2007 roku, spadły one o ponad połowę.

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy